Przejdź do głównej zawartości

Podsumowanie 2016 roku


Wkroczyliśmy w rok 2017. Ja wkroczyłam z przytupem - z gorączką i bolącym gardłem. Także ten.



Rok 2016 był dla mnie gorzki. Sporo przepłakałam, dosyć się miotałam w życiu i nie widziałam w którym kierunku mam podążać. Nie będę się rozwodzić nad tym więcej, przynajmniej na razie. Co mnie chyba cieszy, mój nastrój był raczej niewidoczny dla otaczających mnie ludzi. Niech tak zostanie. Były też jednak dobre dni, dobre wydarzenia - takie, które warto zapamiętać. Oto one (chronologicznie):


Marzec/ szalony pobyt w Civetcie

Wariuję z radości, bo drugi raz w życiu jadę do Włoch na narty. Dla nieobeznanych - narty we Włoszech przebijają wszystko. Na nartach we Włoszech zapominasz o otaczającym Cię świecie. Dochodzi do takich patologii, że cieszysz się, iż mama zgubiła twój dowód osobisty gdzieś pośród muld śniegu. Cieszysz się, że nie możesz wracać samolotem z grupą. Co za tym idzie zostaniesz w Dolomitach na zawsze. Nie wyszło. Dla zainteresowanych więcej o wyjeździe do Włoch można wyczytać tu.


Marzec/ czytam książkę, która staje się moja ulubioną

Dzieje się to w Dolomitach właśnie. Czuję się jakby autorka znała mnie od dzieciństwa. Czuję się jakbym byłam główną bohaterką. Jakbym była najlepszą przyjaciółką głównej bohaterki. Jej siostrą. Gryzę pazurki w oczekiwaniu na to jak się skończy. Przeżywam z bohaterką tuzin emocji. Chcę pisać takie książki i czytać takie książki. Dziękuję.

*Zapomniałam dodać, a to raczej dość istotne - książka nosi tytuł "To przez Ciebie". xd


Kwiecień/ na moim blogu pojawiają się pierwsze komentarze

Jaram się, bo pozytywne komentarze cieszą. Te natomiast są przemiłe. I to od obcych ludzi juhuuu! Jest to pewien przełom - wracam do domu w szczęściu.


Czerwiec/ wyjazd do Amsterdamu

Nie zdaję ważnego kolokwium. Uczę się przez cały wyjazd jak wariatka. Po powrocie zdaję kolokwium. Wmawiam wszystkim, że to przez Amsterdam. Jest magiczny, wspaniały, niesamowity. Ludzie są ciepli, radośni i tolerancyjni. Emanuje od nich energia i blask. Zabudowania to perełki Europy. Siedzę na trawce, wokoło palą trawkę, slońce ogrzewa mi twarz. Jest fajnie. Jeszcze tu wrócę.


Lipiec/ wyjeżdżam do Normandii

Składam papiery na kilka kierunków studiów. Nie wiem co zrobić, nie wiem czy rezygnować z obecnego. Jak wiadomo w końcu nie rezygnuję. Ten wyjazd to kłębowisko targających mną emocji. Jestem silnie napięta, chce mi się płakać, dużo we mnie skrajności. Jednocześnie oglądam cudowne miejsca - klify, miasteczka, ogród Moneta.. Najlepiej wspominam samotne spacery po plaży. Bardzo dużo zwiedzam - Normandię, Luksemburg, Brukselę, Drezno i Kolonię. Jest wspaniale - gorzej będzie później.


Lipiec/ W Krakowie odbywają się Światowe Dni Młodzieży

Wszyscy przewidują katastrofę równą wybuchowi bomby atomowej. Kraków ma być doszczętnie zrujnowany. Niemal jak Warszawa w swoim czasie. Nie jest. Przyjeżdża masa młodych ludzi z całego świata, by spotkać się z papieżem. By być razem - śpiewać, tańczyć i bawić się. Poznaję Peruwiańczyków, poznaję Francuzeczki. Jestem pozytywnie zaskoczona przebiegiem ŚDM. Słucham przemowy papieża, dużo śpiewam. Chyba jestem trochę szczęśliwa. Nareszcie.


Sierpień/ Idę do kina na Śmietankę Towarzyską

Spędzam popołudnie z mamą. Idziemy na Śmietankę Towarzyską Allena. Film okazuje się jednym z moich ulubionych filmów roku. Idę z mamą do Tigera, jemy kanapki w Magii. Dziękuję za mamę.


Sierpień/ Spędzam fajne kilka dni w Warszawie u kuzynki

Pobyt u Oli w Warszawie to zawsze fajne kilka dni. Zaczyna się zjazdem rodzinnym w Piasecznie. Większość ludzi widzę po raz pierwszy w życiu. Jest dużo dzieci, więc jestem w niebie. Idziemy z Olą do zoo, na trampoliny, na wystawę, na zakupy, do kina, do teatru. Oglądamy filmy i idziemy do Kociej Kawiarni. Warszawa nie jest zła.


Sierpień/ Zaczynam kręcić więcej filmów

Odkrywam, że oprócz pisania na blogu, siedzi we mnie jakaś rosnąca chęć publikacji filmów. Robię jeden niepubliczny. Większości osób się podoba. Ostatnio robię drugi. Odbiór również pozytywny. Składanie ich sprawia mi przyjemność. Może kiedyś...


Sierpień/ zaczynam praktyki w Karnecie

Chcę zdobyć doświadczenie w interesującej mnie sferze kultury. Wysyłam podanie o możliwość praktyk w Krakowskim magazynie Karnet. Przechodzę rozmowę kwalifikacyjną i zostaję przyjęta. Piszę artykuły i notki na stronę internetową. Co nieco też do magazynu. Idę na konferencję prasową Reminiscencji Teatralnych. Jestem korespondentem na otwarciu wystawy. Czuję, że trochę się rozwijam. Przeżywam jeden dzień totalnej radości. Nareszcie.


Wrzesień/ Idę do kina na Bridget Jones 3

Idę z rodzicami na Bridget Jones 3. Mówię im, że chciałabym robić to co Bridget w filmie. Tata mówi na to ble ble ble. Film jest genialny. Śmieję się jak wariatka. Całe kino śmieje się jak wariatkowo. Chcę jechać na taki festiwal jak Bridget. Chcę mieszkać tam gdzie Bridget. Chce być Bridget. Tata mnie nie rozumie. Mówi ble ble ble.


Październik/ Jestem przedstawicielem mediów na Reminiscencjach Teatralnych

Karnet upoważnia mnie do uczestniczenia w przedstawieniach jako przedstawiciel mediów. Dostaję fajną plakietkę. Jestem dumna jak paw. Chodzę na dziwne przedstawienia i opisuję je na blogu. Organizatorzy są zadowoleni z moich recenzji. Jest dobrze.


Październik/ Spędzam świetny dzień na planie filmowym.

To chyba mój najlepszy dzień w całym roku. Wstaję o szóstej. Malują mnie i ubierają. Soczewki wypadają mi z oczu. Poznaję masę fantastycznych ludzi. Mam otarcia od dziwnych butów przypominających kierpce. I tak ich nikt nie widzi. Po co ja je noszę. Wszyscy statyści rzucają się na kanapki. Ja rzucam się na herbatę. Rozwalają mi się włosy. Pani charakteryzator jest załamana. Chodzę po planie w kocu. Ciepło nie jest. Małaszyński jakiś naburmuszony. Pewnie mu zimno. Wracam do domu koło 9 wieczorem. Szczerze? Było zajebiście.


Październik/ Zaczynam współpracę z Dominiką z My Garden od Imagination

Może nie jesteśmy jeszcze super poczytne ale będziemy. Już widzę u siebie wzrost czytelników, dzięki Dominice. Cieszę się, ze współpracuję z kimś, kto umie pisać. Jest pozytywnie.


Październik/ dołączam do Teatru Powidok

Na planie serialu poznaję fajną dziewczynę, która opowiada mi o teatrze, w którym występuje. Sama chcę dołączyć do jakiegoś teatru, więc nie przepuszczam tej okazji. Na Kazimierzowskiej scenie przyjmują mnie bardzo ciepło. Po kilku spotkaniach czuję się jakbym była z nimi od długiego czasu. Są niesamowici.


Październik/ Idę na spotkanie z Pawłem Opydo

Idę z koleżanką na spotkanie z Pawłem Opydo. To jego pierwszy tego typu cykl spotkań, więc jest trochę speszony. Potem się rozkręca i wszyscy sobie śmieszkujemy. Robię sobie z Pawłem zdjęcie, a on stwierdza najwyraźniej, że jestem bardzo słodziutka i przytula mnie. Jak dla mnie spoko (mimo, że nie Gonciarz jakby nie patrzeć).


Grudzień/ odbywa się Finał Szlachetnej Paczki

W październiku zapisuję się do Szlachetnej Paczki. W listopadzie wraz z moim współwolontariuszem zbieramy potrzeby od rodzin. Moja rodzina jest super. Gdy nadchodzi finał, my oraz firma, która obdarowała moją rodzinę, idziemy dostarczyć 22 paczki. Jest mega sympatycznie i wzruszająco.


Grudzień/ Odnawiam kontakty z moją super klasą z podstawówki

Spotykam się z moją klasą z podstawówki. Wszyscy są super i bardzo ich kocham. Jestem takim no-lifem, że moje najlepsze wspomnienia mam z podstawówki. Także ten.


Grudzień/ Kończę rok wyjazdem sylwestrowym z Kliką

Kończę rok 2016, który jak wiemy był gówniany, najlepiej jak mogłam sobie zamarzyć, czyli wyjazdem do Lubomierza ze stowarzyszeniem osób niepełnosprawnych Klika. Jestem wolontariuszką i poznaję masę niesamowitych ludzi. Dowiaduję się dużo o opiece nad niepełnosprawnymi, zdobywam nowych kolegów, uczę się robić gofry. Na pewno jeszcze się tam wybiorę!

Komentarze

  1. Jaka książka cię tak zachwyciła?
    P.S. Tom Odell i jeszcze jedna osoba czuję się urażona, ze o niej nie wspomniałaś! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam wzbudzić zazdrość w Tomie! A tak serio to zapomniałam o Was! :O Książka nosi tytuł: To przez Ciebie. ♡

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie