Przejdź do głównej zawartości

Od Szabatu do Szabatu, czyli o mojej dzielnicy słów kilka

Nowy Jork jest wszystkim. Jest jednocześnie piękny i brzydki. Brudny i krystalicznie czysty. Oklepany i oryginalny. Zupełnie zwyczajny i prawdziwie magiczny. Pełne przepychu i elegancji wieżowce na Manhattanie kontrastują z zaśmieconymi ulicami Brooklynu. Biznesmeni w garniturach przechadzający się po Wall Street przeciwstawiają się dziesiątkom bezdomnych rozsiadających się na brooklyńskich stacjach metra. Jeśli chcecie doznać wszystkiego o czym tylko możecie pomyśleć, przyjedźcie właśnie tutaj. Kulturowo również: są tu wszyscy. Nie widziałam bardziej multikulturowego miasta: Biali, Czarni, Żydzi, Chińczycy, Latynoamerykanie, Słowianie… spotkacie tu się z każdą nacją, religią, tradycją.. Dla mnie było to niesamowite. Postaram się coś więcej Wam o tym opowiedzieć. A zaczniemy od mojej dzielnicy – Borough Parku. <3



Nie miałam pojęcia, że w zachodnim społeczeństwie można spotkać jeszcze ortodoksyjnych Żydów – tak bardzo ortodoksyjnych i tak wielu. Powiem nawet szczerze, że na początku doznałam trochę szoku kulturowego. Nawet ja. Dopiero po jakichś kilku dniach przestałam się gapić na idealnie zakręcone pejsy z niemą fascynacją, xd Oprócz ludzi mieszkających w mojej kamienicy (w większości jej mieszkańcy to Słowianie), faktycznie ciężko było dostrzec na mojej dzielnicy kogoś nie będącego ortodoksyjnym Żydem. Była to dla mnie nowość, nie powiem. Na Krakowskim Kazimierzu spotykało się niekiedy ortodoksyjnego Żyda, ale było to jednak rzadkością. Polscy Żydzi najczęściej już się tak nie wyróżniają i ubierają się zwyczajnie. Za to w Nowym Jorku dowiedziałam się jak taki tradycyjny strój wygląda. Mężczyzna jest ubrany raczej cały na czarno. Nosi czarne spodnie, koszulę i płaszcz, nawet jak jest bardzo gorąco (a upały były nieziemskie). Na głowie mężczyźni noszą z kolei specjalne wysokie kapelusze, z których wystają, jak już mówiłam, idealnie ułożone pejsy (dowiedziałam się, że spryskują je supermocnym sprayem specjalnie przeznaczonym dla pejsów właśnie). Buty zazwyczaj też są czarne i w dodatku ze swoimi szpiczastymi czubkami wyglądają jakby przeniosły się w czasie prosto z XIX wieku. I bardzo możliwe, że tak jest. Co więcej, spora ilość Żydów nosi spodnie długości lekko za kolana, a pod spodem białe podkolanówki. Sami wiecie jak to wyglądało – jakby faktycznie przenieśli się w czasie, więc na początku nie mogłam robić nic innego, jak po prostu się gapić. Oczywiście szybko się przyzwyczaiłam do moich specyficznych sąsiadów. ;) Co ciekawe, już maluszki (nawet trzylatki) noszą pejsy, a na to czasem jarmułki. W czarne płaszcze i kapelusze rodzice zaczynają ubierać dzieci gdzieś tam na oko około dwunastego roku życia. Choć to pewnie zależy od rodziny.

Znalezione obrazy dla zapytania borough park

Co do kobiet, ich wizerunek też bardzo mnie zaciekawił. Pierwszy raz o perukach, które są noszone przez Żydówki przeczytałam w „Przedwiośniu”. Do przyjazdu do NY myślałam, że dziś należy to już do przeszłości. Otóż nie. Żydówki faktycznie przykrywają swoje naturalne włosy, bądź ogoloną głowę (bo tradycyjnie kobiety powinny golić głowę) różnorakimi perukami. Zazwyczaj są to proste, ciemne włosy długości około do ramion (co ciekawe, gdy pojawiły się peruki, w XIX wieku, rabini ostro krytykowali kobiety takie obejście nakazu nakrycia głowy). Sklepów z perukami było w mojej dzielnicy z resztą kilka. Poza tym kobiety często zakładały na włosy specjalne opaski, czasem chusteczki, wiszące czapki, lub w ogóle turbany. Co do stroju, były to zawsze spódnice za kolano (w żadnym wypadku spodnie), bluzki za łokieć, różnorakie sweterki, rajstopy (zawsze!) i buty typu mokasyny (ewentualnie coś w stylu balerinek). Szczególnie podziwiałam je za determinację podczas upałów, z resztą panów również. Ja paradowałam wtedy w szortach i topach. Ale oczywiście nikogo nie bulwersowałam, bo Żydzi mają to do siebie, że jesteś im po prostu obojętna. I z jednej strony może czasem brakuje tej towarzyskości, bo niby sobie z sąsiadką nie pogadasz o pogodzie, ale z drugiej byłam całkiem zadowolona móc sobie po prostu spokojnie iść ulicą późnym wieczorem czując się bezpiecznie i nie będąc przez nikogo zaczepianą, jakiego komfortu można już w innych dzielnicach nie zaznać. Wy, jako mieszkańcy Borough Parku i tradycyjni Żydzi, zawiązujecie cichą, niepisaną umowę: Ty mi nie wadzisz, ja ci nie wadzę, ty dajesz mi spokój, ja daję ci spokój. I bardzo z tą zasadą było mi dobrze. Szczerzę więc mogę Wam moją dzielnicę polecić – poczucie bezpieczeństwa bowiem jest w dużych miastach USA bardzo ważne.


Szabat

Już to chyba gdzieś pisałam, ale ze współlokatorką śmiałam się, że w NY czas odmierzamy od Szabatu do Szabatu. Gdy widziałyśmy na ulicach mężczyzn w śmiesznych futrzanych czapach przypominających gniazda (taka czapa nazywa się sztrajmł) i kobiety ubrane w eleganckie sukienki, wiedziałyśmy, że jest piątek i na drugi dzień Szabat. W Szabat oczywiście wszystkie sklepy w naszej dzielnicy były zamknięte, oprócz jednego fajnego warzywniaka prowadzonego przez Rosjanina, w którym zapatrywałyśmy się w dziwne owoce. Były to też dwa dni, w które Żydzi częściej wychodzili z domu ze swoimi wieloosobowymi rodzinami i odwiedzali się wzajemnie oraz wybierali się (panie ubrane w faktycznie ładne suknie) na różnorakie przyjęcia. Oczywiście wszystko w obrębie własnej kultury – nie widziałam, żeby ktokolwiek z nich zapraszał do siebie, bądź wybierał się do kogoś będącego przedstawicielami innej nacji.



Dzieci

To jak mogę określić dzieci z ortodoksyjnych żydowskich rodzin, to przede wszystkim zdystansowane. Podchodzące z dystansem do kogokolwiek nie będącego członkiem ich kultury. Wątpię, żeby żydowskie dziecko miało specjalną ochotę na zabawę z dzieckiem z innej kultury, co oczywiście nie jest ich winą, a raczej kwestią wychowania. To co fajne, to fakt, że dzieciaki faktycznie spędzają dużo czasu na powietrzu, nawiązując między sobą interakcje, a nie siedzą jedynie na tabletach, co niestety bywa obecnie przekleństwem cywilizacyjnym. Swoją drogą o ile o chłopcach już mówiłam, tak dziewczynki już od małego są ubierane tylko w spódniczki, bądź sukienki, a ich włosy są zawsze upięte. Często można w nich zobaczyć opaski, albo duże kokardy. Starsze dziewczynki uważnie opiekują się maluchami, co już niejako przygotowuje ich do roli matki w przyszłości. W ortodoksyjnych kręgach bowiem, bezapelacyjnie główna rola kobiety, zostawiająca w cieniu ewentualne inne role, to rola matki. Żydówki bardzo często nie pracują, a w ciągu dnia zajmują się dziećmi i gospodarstwem domowym. Te bogatsze, miewają od tego nianie (moja ciocia np. zajmuje się żydowskimi dziećmi). W tych zamożniejszych rodzinach częściej zdarza się więc, że kobieta również pracuje. W jednej z rodzin, w których pracuje moja ciocia, mama dzieciaków jest dyrektorką liceum. Wciąż jednak praca u ortodoksyjnych Żydówek nie jest zbyt powszechna, choć pewnie jakoś tam się to zmienia.

W ogóle powiem szczerze, że dostrzegałam sporo analogii między sposobem życia w kulturze judaistycznej i islamskiej. Czytanie świętych ksiąg w wolnym czasie (jeżeli Żydzi w metrze coś czytali, przeważnie były to fragmenty tory), zakryte ciało, a szczególnie głowa u kobiety, bardzo powoi idąca emancypacja kobiet. Ta analogia była dla mnie bardzo interesująca, wcześniej jej bowiem nie widziałam. Oczywiście, porównując judaizm do chrześcijaństwa, również znajdziemy wiele wspólnych aspektów i to właśnie jest takie ciekawe. Jak religie, szczególnie te monoteistyczne, oraz kultury, mimowolnie się łączą. Na pewno mieszkanie w tej części Brooklynu, było dla mnie fascynującą podróżą wgłąb innej kultury – tak różnej od mojej.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie