Przejdź do głównej zawartości

10 przemyśleń z Londynu

Przebywam obecnie w najpiękniejszym mieście na całej Ziemi. Właściwie nie wiem, czy na całej Ziemi, bo w wielu miejscach jeszcze nie byłam, ale śmiem twierdzić, że właśnie tak jest. Jestem w Londynie po raz czwarty i będę wracać nieustannie, bo tak miło, dobrze i komfortowo nie czuję się w żadnym innym miejscu. Nie wiem do końca jak to określić, ale mam wrażenie, że mam z tym miastem jakąś wyjątkową więź. I, że za bardzo nie potrafię (ani też nie chcę) jej zerwać. Większy wpis o Londynie pewnie jeszcze się pojawi, tymczasem czas na luźne dziesięć myśli. Będą one świeżutkie, jak poranne bułeczki, gdyż póki co siedzę sobie w ślicznym apartamencie w dzielnicy Earl's Court, piszę, piję herbatkę i przygotowuję się do jutrzejszej Harry Potter tour. Oto więc moje swobodne wytwory strumienia świadomości.

Myśl o metrze

Jeżeli jesteś człowiekiem zazwyczaj nieogarniętym i przed wyjazdem do Londynu przez kilka dni zastanawiałeś się, jakim do cholery cudem dotrzesz z krakowskiego lotniska na dzielnicę Earl's Court, to witam w klubie. Być może zastanawiałeś się, czy cały dzień wystarczy ci, by dotrzeć do celu. Być może snułeś wizje permanentnego zagubienia się w londyńskim metrze i przymusowego zamieszkania w nim razem z bezdomnymi. Otóż nie masz się czym martwić! Niezależnie jak bardzo nieogarniętą i pozbawioną orientacji w terenie osobą jesteś, LONDYŃSKIE METRO CI SPRZYJA. Jest cudownie oznakowane, od razu widzisz jakie kolory kolejek jadą w którym kierunku i z której platformy, na jakich stacjach się zatrzymują, w jakim dystrykcie się poruszają... Te wszystkie informacje po prostu WIDNIEJĄ PRZED TOBĄ. Ty nawet nie musisz się starać. Po prostu idziesz za tymi znaczkami, informacjami, kolorami... bajka. Dodatkowo dotarcie z miejsca do miejsca ułatwi ci aplikacja Citymapper, która jest chyba nawet lepszym odpowiednikiem Jakdojade. Poza tym lubię zapach londyńskiego metra (czy to fetyszyzm?), to jak szybko się człowiek przedostaje z miejsca na miejsce, wygodę, no i te dobre oznakowania... Sztokholm, Paryż, Mediolan... metro w Londynie wygrywa zdecydowanie.

Myśl o jedzeniu

Złe jedzenie w Anglii to mit. Być może tradycyjna brytyjska kuchnia kuleje, ale pamiętajmy, że w Londynie jesteśmy w stanie zjeść wszystko co tylko sobie możemy zamarzyć, właściwie z każdej kultury. Jeżeli komuś brakuje polskiej kuchni, półki uginają się pod barszczami, pierogami i Ptasim Mleczkiem w polskich sklepach. My natomiast codziennie chodzimy do innych miejscówek, choć muszę przyznać, że ostatnio przypasowały nam burgery. Burgerownie londyńskie polecam, tak samo jak kupno sushi, szybkie jedzenie w Pret a Manger, czy typowe pubowe przekąski. Chińska dzielnica również obfituje w pyszności, są też liczne miejsca z uwielbianą przeze mnie włoską, czy indyjską kuchnią. Każdy znajdzie coś dla siebie, także na co tu narzekać...



Myśl o Anglikach

Anglicy są naprawdę bardzo mili. Znaczy się, nie spotkałam jeszcze niesympatycznego dla turysty Anglika. Możliwe, że jak mieszkasz tu już jakiś czas, nieprzyjemne osoby się znajdą, jak wszędzie. Generalnie jednak możecie śmiało pytać o drogę, prosić o pomoc przy wyborze w sklepach itp. itd. Wszyscy są do pomocy chętni, także śmiało, pytajcie o wszystko.

Myśl o miejscu zamieszkania

Nasz apartament na Earl's Court jest super. Ulica wygląda jak klasyczne Notting Hill, mamy wewnętrzny ogród z równiutko przystrzyżonym trawniczkiem, genialną lodówkę z flagą Wielkiej Brytanii oraz dużo świetnych książek. Między innymi kosztuję w końcu Kurta Vonneguta, który jest cudownie ironicznym pisarzem kuszącym mnie już dawno. W naszym budynku jest też tak silny dowód brytyjskości, jak wykładzina w całym korytarzu i na całej klatce schodowej. Rzecz bardzo niepraktyczna, acz wzruszająco angielska. Jest też Lemon Curd w lodówce. Coś, czego jem tu zdecydowanie za dużo. 



Myśl o sztuce

Przez pół życia starałam się nie polubić sztuki współczesnej, by nie być mym ojcem. Nie wyszło. Okazało się, że mimo niechęci do polubienia tej jakże kontrowersyjnej dziedziny sztuki, lubię ją bardzo mocno. Każdemu kto też ten rodzaj artyzmu lubi, albo choć docenia, polecam Saatchi Gallery - o wiele mniejsza od Tate Gallery, cicha, piękna i alternatywna. Mało kto o niej słyszy, a ja udałam się tam tylko dzięki poleceniu przez Marysię (tutaj buziaki <3). Wystawy zmieniają się dość płynnie, a każda wnosi coś od siebie. Niektóre dzieła szokują, inne skłaniają do przemyśleń, pozostałe wpędzają w zachwyt. To właśnie takie moim zdaniem emocje ma wywoływać sztuka - silne, czasem kontrastowe. To co? Może Wam też nie wyjdzie znielubienie sztuki współczesnej. Oczywiście tej DOBREJ sztuki.



Myśl o teatrach

Ilość teatrów w Londynie przyprawia o zawrót głowy. Nie wiesz co wybrać, na co iść, ale na coś iść warto! I nawet nie wszystkie ceny są tak zwariowane. Wczoraj dowiedziałam się od koleżanki (dzięki Weronika <3), że w The Globe, na stojąco, można obejrzeć spektakl za 5 funtów. Myślę, że kiedyś na pewno skorzystam, tymczasem my wybraliśmy się na klasyczny musical - Król Lew, którego cena już zaboleć trochę może. xd Ale co to było za widowisko! Muzyka, aktorstwo, kostiumy, choreografia, ale przede wszystkim doskonała scenografia!

Myśl o pubach

Jak już ustaliliśmy, każdy ma swoje fetysze, wariactwa, tego typu sprawy... Ja doznaję magicznego uczucia, gdy wchodzę do pubu w brytyjskim stylu. I najlepiej, gdy jeszcze potem w tymże pubie wypijam jakiś trunek. Jak nie lubię alkoholu, w takim pubie alkohol mi smakuje. Magia. Cydr był pyszny, zaś atmosfera to już w ogóle wyjątkowa. I byli też zmęczeni życiem Anglicy przy barze smętnie popijający piwo. Jak w filmie, prawda, jak w filmie (czyli typowa Ania, ekscytująca się scenkami z życia). 

Myśl o M&M's

M&M's World to kolejne miejsce, które przyprawiło mnie o surrealistyczne uczucia. Weszłam tam z ciocią i z tego co obliczyłam później, przetrzymałam tam kobietę biedną pół godziny. Stałam bowiem przy dozownikach z cukierkami we wszystkich kolorach tęczy i gapiłam się na nie jak nienormalna. Tak, zaczarowały mnie kolorowe M&msy. Mam 5 lat. Może przemilczmy to, ile kosztował kubek M&msów w rozmiarze L i przyznajmy cioci rację, że trzeba mieć doskonały pomysł by stworzyć taki biznes na barkach mentalnie pięcioletnich owieczek, spragnionych tęczowych M&msów. Dla niepewnych, mowa o mnie. Tak. Ale jakie one pyszne...



Myśl o multikulturalizmie

Lubię multi-kulti. No lubię. Przepraszam wszystkich, którzy nie lubią i pragnęliby bym dzieliła ich zdanie, jednakże dla mnie taki melting-pot niezwykle urozmaica codzienne życie. Uczymy się nowych kultur, tradycji, kosztujemy kuchni z całego świata... Poza tym, Hinduski w kolorowych strojach, Arabki w burkach, małe, śliczne skośnookie dzieci, Mulaci, Afroamerykanie i w końcu my, czyli rasa biała pochodząca z kilkudziesięciu krajów całego świata. No dla mnie to jest totalnie super. Choć wiadomo, mówię to tylko z perspektywy turysty - codzienne problemy mieszkańców są mi obce. Być może kiedyś będę miała okazję poznać dogłębniej życie w multikulturowym kraju. 



Myśl o Londynie

Wcale nie mam ochoty stąd wyjeżdżać. Gdy o tym myślę, serduszko mi pęka. Londyn potrafi zawrócić w głowie, ale nie wszystkim. Znam osoby, które tego miasta po prostu nie lubią, nie zachwyciło ich w żaden sposób. DZIWNI LUDZIE. Nie no, szanuję. Jestem tolerancyjna jak mogę. Swoją drogą, miastem, które chyba najbardziej rywalizuje z Londynem, jest Paryż. Zawsze pytam ludzi, czy są #teamlondyn, czy #teamparyż. Dzielą się mniej więcej po połowie. Ja wiadomo, gdzie należę. A wy? Jesteście w którymś z tych teamów, czy w ogóle w jakimś innym?



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie