Przejdź do głównej zawartości

2017 - moje muzyczne odkrycia

Rok 2017 był rokiem muzycznie udanym. Od samego początku bowiem, w muzyce działo się bardzo dobrze. Oczywiście przedstawię tu też sporo utworów odgrzebanych z zamierzchłych czasów, bo YouTube oraz moi znajomi podpowiadali mi w ubiegłym roku fajne rzeczy. Większość z utworów odkryłam zupełnie przypadkiem, a są one różnorodne. Mamy więc pop, muzykę filmową, muzykę klasyczną (w uwspółcześnionej wersji), rock alternatywny, soft rock, EDM, jazz, czy folk. Także jest barwnie i każdy zainteresowany znajdzie coś dla siebie. Zapraszam więc do mojego muzycznego kociołka!

Muzyka z Lalaland

Na temat samego musicalu stworzyłam osobny post, ponieważ byłam na nim w kinie dwa razy i ogólnie zrobił na mnie ogromne wrażenie. Piosenek z tego filmu słucham z przerwami do dziś, a utworu City of Stars nauczyłam się nawet na pianinie. A często takich rzeczy nie robię. Z utworami z filmu mam obecnie jeden podstawowy problem - za bardzo mnie wzruszają. Czasem słucham ich gotując, czy robiąc różne dziwne rzeczy i nic się nie dzieje. Ale innym razem jestem w takim nastroju, że gdy tylko włączę jakiś utwór z filmu - płaczę. Szczególnie mowa tu o piosence Audition: The fools who dream której bez łez wysłuchać nie umiem. Dzieje się tak prawdopodobnie ze względu na mój bardzo osobisty odbiór tego filmu, a w szczególnie tej piosenki oraz generalnie dość wyraźne utożsamianie się z jego bohaterami. Wzruszenie jak wiemy jest trochę słodkie, trochę gorzkie, więc nie zawsze możemy sobie na nie pozwolić. Moje perełki to: oczywiście Audition: The fools who dream, City of Stars, Someone in the Crowd, Mia & Sebastian Theme i Another Day of Sun. Lalaland odświeżył gatunek jakim jest musical i dał nam dużo dobrej muzyki, która zostanie z nami na długo.


The Hot Sardines

Zespół odkryty przypadkiem, oczywiście dzięki Spotify. Jest to amerykańska kapela, grająca dość współczesny, wesoły i energetyczny jazz, w którym mocno przewijają się dixieland i czuć mocny akcent swingowy. Generalnie gdy słyszymy utwory The Hot Sardines, nogi same podrygują. Co ważne, duża część każdego utworu jest instrumentalna, bez śpiewu. Możemy zamiast niego usłyszeć wspaniałe solówki instrumentów dętych. Jeżeli ktoś lubi klimaty, które przywodzą nam na myśl Nowy Orlean w czasach początków muzyki jazzowej, polecam bardzo mocno.


Mika - Grace Kelly

Do tego roku Mikę znałam tylko ze słynnego Relax, Take It Easy. Chyba nie ma osoby, która by nie kojarzyła tej piosenki. Tymczasem trafiłam, całkiem przypadkowo, na Grace Kelly i od razu się zakochałam. Wpada w ucho, jest rytmiczna, a Mika ma niesamowity głos, który jest porównywany do wokalu Freddiego Merkury'ego. Przy Relax, tej potęgi głosu zupełnie nie dostrzegłam. To co ten uroczy Brytyjczyk robi z głosem, jak nim moduluje, jak się na nim huśta.. - to czysta magia. Żałuję, że obecnie Mika nie tworzy nic specjalnego, bo na pewno podbijało by to listy przebojów. Mam nadzieję, że wróci. Tymczasem zobaczcie tę stworzoną przy akompaniamencie całej orkiestry genialną wersję utworu.


(Mika ma też u mnie plusika za zjawiskowy garnitur. <3)

Nils Bech - O Helga Natt

Jest to kolęda w języku norweskim, którą odkryłam podczas oglądania serialu Skam. Wybrzmiewa ona podczas jednej z piękniejszych i bardziej wzruszających scen całego serialu, więc tym bardziej byłam nią oczarowana. Serial swoją drogą gorąco polecam, ale nie o to tym tu przecież mowa. Przez pół roku słuchania nie wiedziałam, że to w ogóle kolęda, a dowiedziałam się przy okazji rozpoczęcia nauki języka norweskiego. xd Ale do rzeczy: brzmi wyjątkowo. Naprawdę. Wzruszenie, ciarki na plecach, przepełniające uczucie pewnego nieokreślonego spokoju i melancholii. Może też tęsknoty. Myślę, że każdy będzie czuł co innego. Tylko połóżcie się, najlepiej pod choinką, jeśli ją jeszcze macie, zamknijcie oczy i posłuchajcie. Swoją drogą wykonawca - Nils Bech ma wyjątkowy, dość wysoki głos, który otula nas miękką pierzynką ze śniegu. Cudowna. <3


Herman's Hermits - No Milk Today

Komu każę zgadywać, mówi, że to Beatlesi. Faktycznie, tak brzmią. A może to maniera tego gatunku muzycznego z tej samej dekady. W każdym razie brzmi super, NIESAMOWICIE wpada w ucho, a tytułowy brak mleka jest przypadającą mi do gustu metaforą. Czego? Pewnie nietrudno się domyślić, ale na pewno warto posłuchać. <3


Carols of the Bells

Wysłała mi ją w nagraniu kuzynka, gdyż właśnie tą piosenkę ćwiczyła z chórem przed świątecznym koncertem. I wtedy mnie uderzyło.. tak, tak! Wreszcie znalazłam tą cudowną, najmroczniejszą ze wszystkich kolędę, która bardziej przypomina piosenkę halloweenową, ale jest na maksa wyjątkowa! Nie wiem gdzie ją usłyszałam i kiedy mój mózg stwierdził, że ją kocham. Ale w momencie odsłuchania nagrania, wiedziałam, że ja już Carols of the Bells znam i bardzo lubię. Prawdopodobnie usłyszałam ją w Kevinie Samym w Domu, bądź w Opowieści Wigilijnej i wtedy zakodowała mi się w głowie. Przesłuchałam więc mnóstwo wersji i jest to teraz moja ulubiona angielskojęzyczna kolęda. Na pewno Wam też się spodoba, choć nie jest to klasyczny świąteczny utwór o radosnym akompaniamencie. Jeżeli mamy do czynienia z dobrze zgranym i ustawionym chórem brzmi bajecznie.

(jednak klasyczna, chóralna wersja wygrywa. <3)

Lindsey Stirilng

Lindsey to genialna, młoda skrzypaczka, która wkręca oklepane klasyki muzyki poważnej w sprężynę szaleństwa i barw. Oprócz magicznych dźwięków wydobywających się spod jej smyczka, mamy do czynienia też z przepięknymi teledyskami dopracowanymi co do każdego szczegółu. Perfekcyjna scenografia, wymyślne stroje i makijaż Lindsey. Naprawdę jestem pod wrażeniem każdego utworu, ale zmodernizowany utwór Dance of The Sugar Plum Fairy autorstwa Czajkowskiego (czyli muzyka z Dziadka do Orzechów), jest powalająca. Polecam Wam też posłuchać Roundtable Rival, które aż zachęca nas do wybrania się czym prędzej do Szkocji. Co ona tam wyprawia z tymi skrzypcami!


Look what you make me brew - A Disney Villans

Za górami, za lasami... żyło sobie PattyCake Productions i tworzyło doskonałe teledyski z serii Unexpected Musicals. Serio. Są genialni. Znowu posłużę się tu słowem dopracowane, bo myślę, że pasuje tu ono najlepiej. Grupa osób bierze sobie na tapetę utwór, bądź kilka utworów znanego artysty, po czym przyobleka go w disnejowską otoczkę. To właśnie bohaterowie bajek śpiewają przeboje Taylor Swift, Britney Spears, Justina Biebera, czy Michaela Jacksona. Look What You Made Me Brew, jako parodia Look What You Made Me Do Taylor Swift (swoją drogą też bardzo szanuję tę piosenkę),  powaliło mnie na łopatki. Czarne charaktery disnejowskich animacji planują zemstę na wszystkich idealnych księżniczkach i książętach. I śpiewają o tym z pasją. Jest więc Diabolina, Cruella de Mon, Makbetowe wiedźmy, czy Kapitan Hak. Musicie to zobaczyć!


Foo Fighters - The Sky is a Neighbourhood

Trochę mocniejsza nuta w zestawieniu. Foo Fighters to amerykańska grupa rockowa, a jej nazwa pochodzi od niewyjaśnionego zjawiska, które było zaobserwowane podczas II wojny światowej. Żołnierze widzieli świetliste spłaszczone kule - foo fighters - unoszące się na niebie. Do dziś nie stwierdzono co to mogło być. Ale to taka ciekawostka. Tymczasem The Sky is a Neighbourhood to wpadający w ucho utwór, który na pewno się wam spodoba. Choć nie słucham specjalnie tej grupy, ta piosenka to fenomen. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o wizualnym aspekcie utworu Foo Fighters - ślicznym, świetlistym teledysku.


Alexander Rybak - Europe's Sky

Ten uroczy Norweski muzyk o białoruskim pochodzeniu jest moim przypadkowym, wakacyjnym odkryciem. Śpiewał ją pewien chłopiec na obozie na którym byłam wychowawczynią. Niesamowite jest jak bardzo wpada ona w ucho. Oczywiście jak zwykle spóźniony zapłon, bo dużo moich znajomych już ją znało, ale jeżeli wy nie kojarzycie, to zajrzyjcie koniecznie! Co prawda moja koleżanka twierdzi, że piosenka brzmi jak norweskie disco-polo (Jagoda, buziaki :*), ale no nieee... Obiecuję, że będziecie nucić!


AronChupa

Tutaj bardzo dziękuję mojej kuzynce (Krysia!) za polecenie mi Llama in My Living Room, przez co poznałam twórczość szwedzkiego DJ-a i producenta muzycznego AronChupy. Tworzy on wysoce taneczną i klimatyczną muzykę elektroniczną, w której przewija się inspiracja jazzem i klasyką. W utworach możemy usłyszeć świetny wokal siostry producenta - Little Sis Nory, o której możemy w internecie wyczytać niestety tyle co nic. Nie spodziewałam się, że spodoba mi się tego typu taneczna muzyka, a jednak, przez rytmiczne nuty, nie było wyjścia i musiałam ją polubić. Na pewno każdy z Was kojarzy I'm an Albatroz i Llama in My Living Room, ale już Little Swing i Bad Water niekoniecznie. A polecam. <3


Tych odkryć było jeszcze trochę, więc chyba stworzę drugą część! Swoją drogą, wiecie co najbardziej lubię? To, gdy każda z piosenek kojarzy nam się z jakimś konkretnym miejscem, człowiekiem, momentem w życiu. To jest super. Buziaki!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie