Przejdź do głównej zawartości

Więcej bolączki i doczłowieczenie, czyli co daje psychologia?

Mam z moim kierunkiem studiów trudne relacje. Często się nie cierpimy, bywa, że przez siebie krzyczymy i płaczemy. Ja, że trzeba się uczyć czasami głupich i niepotrzebnych rzeczy, on, że nigdy nie będę psychoterapeutą, ani naukowcem. Ale w pewnym momencie po prostu postanowiłam kontynuować te studia. Było wiele załamań, są dalej, ale chcę to drążyć. Bo czuję, że to, czego się uczę ma jakiś sens. Dowiaduję się dużo o człowieku, o jego zachowaniach i ich mechanizmach, o tym, że wszyscy, niezależnie od koloru skóry, wieku, czy wyznania, jesteśmy tacy podobni!
I o tym, że warto się szanować. Bo jesteśmy ludźmi. Po prostu. I nigdy nie wiemy, co w tym drugim człowieku siedzi.

Nie wydaje mi się, żeby było wiele kierunków studiów, które tak bardzo jak psychologia zmieniają myślenie o człowieku i o otaczającym go świecie. Niektórym mówię, że te studia mnie zlewicowały. Bo po prostu nie jestem czasem w stanie wyrazić co się takiego ze mną stało, że zaczęłam szanować i akceptować ludzi jeszcze bardziej. Że, tak jak pisała w swoim poście moja ulubiona blogerka z bloga Riennahera, zamiast "Bóg, honor, ojczyzna", bliższe mi się stały "wolność, równość i braterstwo". 

Może jest tak dlatego, że na psychologii dużo czytamy tekstów, które są doszczętnie empiryczne, oparte na rozlicznych badaniach. Widzę, więc konsekwencje tych czy innych zachowań, odczuwam pewne nierówności w społeczeństwie intensywniej i często boleśniej niż pozostali. Boleśniej, więc mimo, że te zmiany, które zaszły we mnie przez dwa lata uwielbiam, to bardziej mnie uwierają różne wypowiedzi, czyny, czy osądy. Wypowiedzi osób, które często mają ogromny wpływ na tysiące ludzi, a które rozpowszechniają swoje pełne głupot i bezsensownych, niepopartych żadnymi badaniami, ani nawet argumentami "mądrości".

 ***

I tak, teraz bardziej mnie razi gdy słyszę od niemających pojęcia o czym mówią ludzi, że "ideologia gender" to zło, przy czym nie ma czegoś takiego jak "ideologia gender". Gender, to w odróżnieniu od sex (płci biologicznej) - płeć kulturowo - społeczna, czyli suma cech osobowości, zachowań, stereotypów i ról płciowych, rozumianych w danej kulturze jako kobiece, bądź męskie. Ani to dobre, ani złe. Po prostu tak jest i część tych zachowań ewoluuje, część zostaje na miejscu. Gdyby nie ewoluowały, np. wciąż nie mogłybyśmy studiować. Ot, tyle. Wystarczy przeczytać. A raczej przeczytać coś więcej niż Frondę. 


Dwa lata lata temu nie sięgnęłabym do rzetelnych źródeł, by dowiedzieć się jak jest naprawdę.

                                                                  ***

Razi mnie gdy słyszę ludzi, uparcie powtarzających, że homoseksualizm to choroba, albo jeszcze lepiej - zboczenie. Nie mają o tym zagadnieniu zielonego pojęcia. Nie przeczytają badań, artykułów naukowych, nie wysłuchają diagnoz psychologów, czy lekarzy. Macie wątpliwości, to czytajcie, proszę bardzo! Ale nie, lepiej powtarzać po raz setny to samo po mamie, tacie, czy koledze z osiedla.
 Homoseksualizm ma przyczyny bardzo zróżnicowane i nie będę tu ich teraz wymieniać, ale na pewno nie powstaje, w momencie, gdy dana osoba nie może znaleźć partnera przeciwnej płci i zaczyna szukać we własnej. Niestety, takie "mądrości" wciąż są powtarzane. Tę orientację seksualną wykreślono z listy zaburzeń WHO w 1980 roku. Jednym z wielu powodów był fakt, że wszelkie zaburzenia i choroby powodują dyskomfort odczuwany przez osobę zmagającą się z owym zaburzeniem, bądź od osób ją otaczających. Osoby homoseksualne z dyskomfortem psychicznym, czy tym bardziej fizycznym się nie spotykają, chyba, że mają do czynienia z postawą homofobiczną otoczenia. Nie krzywdzą ani samych siebie, ani innych.

Dwa lata temu bym o tym wszystkim nie wiedziała. To dobrze wiedzieć.
                                                                      ***

Od paru miesięcy interesuje mnie temat kar fizycznych. Pisałam o tym pracę, przeglądam całkiem sporo literatury naukowej związanej z tym tematem. Potwierdziłam więc już setki razy swoje przypuszczenia, że kary fizyczne wobec dzieci (i nie tylko) są złe. Nie dają pozytywnych efektów wychowawczych, nie uczą odpowiedniej postawy wobec innych ludzi, dają efekt szybki i nie wymagają myślenia wymierzającego karę, ale oparte są jedynie na poczucie strachu. Dziecko nie zrobi czegoś kolejny raz tylko i wyłącznie dlatego, że się boi powtórzenia kary. Nie dlatego, że uważa zachowanie za złe, nie dlatego że się wstydzi. Aha, i zrobi to samo po raz kolejny. Tylko pod nieobecność osoby karzącej. Negatywne, a już na pewno nie pozytywne skutki kar cielesnych zawarte są w licznych, niezwykle rzetelnych badaniach. Ale nie, moi współrozmówcy, dalej będą powtarzać te same, utarte śpiewki: "przez to beztresowe wychowanie, rośnie zepsute pokolenie", "ja byłem bity i wyrosłem na porządnego człowieka" itp. Czy wychowanie bez kar fizycznych = beztresowe? Oczywiście, że nie. Czy sto lat temu, gdy bicie było na porządku dziennym nie było patologii? Były i to dużo. Poza tym większość przestępców wywodzi się z domów, w których stosuje się przemoc, a więc o czym my mówimy. A gdybyś nie był bity? Może wyrósłbyś na jeszcze porządniejszego, a może nie. Skąd wiesz? Ja nie byłam bita, moja kuzynka, ciocia, tata ... też nie. I wyrośli na porządnych ludzi. W odróżnieniu od wspomnianych już przeze mnie przestępców. W ich domu królowało "stresowe" zachowanie. 


Dwa lata temu czepiałabym się odrobinę mniej. Przekleństwo (i błogosławieństwo) psychologii.


***

Nie patrzę już tak samo na filmik, w którym przyklaskujemy 10 - letnim chłopcom, bo poproszeni o uderzenie dziewczynki, nie policzkują jej. Zapytani dlaczego tak robią, mówią: "bo dziewczyn się nie bije". Super, filmik jest szalenie słodki, ale odpowiedź powinna brzmieć: "bo ludzi się nie bije", nie tylko dziewczyn.


Nie zbywam już milczeniem pobłażliwych komentarzy w stylu: "chłopcy tacy są", "końskie zaloty", wygłaszanych, gdy dziewczynki w podstawówce są ciągnięte za włosy, łapane za biust, czy pośladki. Chłopcy tacy nie są. Chłopcy tacy nie mają być. Mają szanować dziewczynki, tak jak vice versa: dziewczynki mają szanować chłopców. W przeciwnym razie rośnie nam bez słowa sprzeciwu pokolenie nastolatków klepiących ledwo poznane dziewczyny w tyłek, czy krzyczących teksty w stylu: "cyce jak donice". Możemy do tego nie dopuścić i wychowywać nasze dzieci na porządnych ludzi szanujących się wzajemnie. Wystarczy chcieć.


***

Dodam jeszcze jakże ważną dla psychologii sferę, której nie mogłabym pominąć - choroby psychiczne. Otwiera mi się nóż w kieszeni, gdy słyszę, że choroby psychiczne nie istnieją, że to wszystko nasza wyobraźnia, że po prostu sobie coś wymyśliliśmy, albo za dużo się o tym naczytaliśmy. "Depresja? Po prostu jesteś leniem, mazgajem i nie chce ci się pracować!" "Schizofrenia? A może opętał cię diabeł!" To nie żarty, ja naprawdę słyszałam takie teksty od ludzi mi znajomych. A tu już nawet szczególnie nie trzeba sięgać do badań naukowych, źródeł empirycznych.. Wystarczy otworzyć Wikipedię, zapytać się pierwszego lepszego lekarza, czy psychologa? No dajcie spokój! 

Dwa lata temu bym się nie doczepiała. Przekleństwo (i błogosławieństwo) psychologii.
                                            
                                                                          ***

Jest jeszcze ogrom rzeczy, na które jestem teraz po prostu wrażliwsza, silniej reaguje (nawet jeśli to reakcja wewnętrzna) i na które się nie zgadzam. Czasami mówię sobie - po cóż ja się przejmuję, powinnam po prostu mieć to w nosie! Ale potem sobie myślę, że może im zmieni się myślenie, może coś trafi do tych głów. W końcu człowiek ma to do siebie, że zmienia zdanie i bardzo dobrze!

Staram się nie wypowiadać na tematy na które nie mam zielonego pojęcia, albo na które mam pojęcie ze stron pokroju Pudelka. Oczekuję też tego od innych. Niektóre sprawy mają głębsze podłoże niż myślimy na pierwszy rzut oka i może warto się na tym zastanowić. Czasem też wystarczy postawić się na miejscu tej osoby, którą piętnujemy. Od razu spojrzymy na pewne rzeczy z innej perspektywy.

 Zmieniłam się przez te dwa lata, choć zawsze szanowałam ludzi. Ale teraz szanuje ich jeszcze bardziej. Psychologia pogłębiła we mnie wrażliwość, zmieniła punkt widzenia i czasem jest to uciążliwe. Jednak częściej dobre i piękne. Myślenie osoby smagniętej psychologią jest doczłowieczone. Ci których widzisz w mediach, w sąsiedztwie, na mieście, za granicą... Dla niektórych to pedał, bachor, dziwka, psychol i ciapak. Dla nas to człowiek, człowiek, człowiek, człowiek i jeszcze raz człowiek.

PS. 
1) Te powyższe, to tylko niektóre z przykładów, które najbardziej mi doskwierają. Jest ich o wiele więcej i na pewno jeszcze kiedyś o nie zahaczę.

2) Pod moimi wywodami, które są tylko urywkami większych tematów, z których każdy jeden zasługuje na osobny post, znajdują się linki do postów/filmów stworzonych przez świetnych blogerów/vlogerów. Moim zdaniem ich autorzy doskonale ujmują to co ja chcę powiedzieć i o wiele bardziej rozszerzają i wyczerpują temat. Artykuły naukowe to jedno, tematy opowiedziane ludzkim, przystępnym językiem to drugie. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie