Przejdź do głównej zawartości

Jak graliśmy w dzieciństwie?

Dzisiaj zapraszam na dość nietypowy wpis, stworzony przy udziale moich znajomych. Podzielimy się naszymi wspomnieniami z dzieciństwa związanymi z graniem w gry wideo.



Patrycja

Osobiście nigdy nie uważałam się za osobę zafascynowaną światem gier wideo, a już na pewno nie za gracza. Owszem, w wolnym czasie mogę "pomarnować" czas przy jakieś grze lub gameplay'u, ale na pewno nie mam w tym temacie obszernej wiedzy. Ale jestem zaciekawiona tym światem i staram się stopniowo poszerzać wiedzę na ten temat. Może dlatego, że mój tata jest wielkim fanem gier wideo i przedstawił mnie konsoli Play Station, kiedy miałam 6 lat. Mogłam godzinami obserwować go jak jako Lara Croft rozwiązuje najróżniejsze zagadki poruszając się po katakumbach i owianych tajemnicą miejscach. Pamiętam, że lubiłam "rywalizować" z Larą o to, która z nas na dłużej będzie mogła wstrzymać oddech pod wodą (zawsze wygrywała). Myślę, że Tomb Raider było pierwszą grą, z którą się spotkałam, ale mimo wszystko w nią nie grałam. Prawdopodobnie dla sześcioletniej mnie taka gra po prostu była zbyt trudna. Przypominam sobie, że bardzo bałam się lokaja, który w niektórych momentach gry podążał za Larą. Teraz wydaje mi się to dość absurdalne i śmieszne, ale lepiej się nie zastanawiać nad tym, jak dziwnie działa mózg dziecka w niektórych sytuacjach. Miał na imię Winston? Teraz, po czasie już nie wydaje się tak przerażąjący. No cóż.
Myślę, że mogę śmiało stwierdzić, że Lara Croft zostawiła we mnie duży ślad. Stała się dla mnie inspiracją, ponieważ była niezależna, silna i inteligentna. Między innymi dzięki tej grze już jako dziecko zaczęłam marzyć o dalekich podróżach i przygodach.

Pierwszą grą, w którą grałam i o ile się nie mylę udało mi się dokończyć, był Spyro the Dragon, przeze mnie nazywany "Smoczkiem". Smoczek był dla mnie grą prawie idealną. Fascynował mnie świat pełen magii i kolorów. Ciekawe było to, że mogłam wcielić się w rolę czegoś innego, niż człowiek - co było miłą odmianą po wielogodzinnym oglądaniu Lary Croft. Grałam w kilka gier z tej serii, ale pierwsza była moją ulubioną. Ta, w której zadaniem gracza było odnalezienie jaj braci głównego bohatera. Do tej pory pamiętam podniecenie, które towarzyszyło włączaniu konsoli oraz niepewność, czy tym razem znowu ekran się zamrozi jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywki. Już nie mówiąc o strachu, czy aby na pewno gra została prawidłowo zapisana. Spyro the Dragon składał się z niezliczonej dla mnie wtedy światów, każdy się od siebie różnił wyglądem oraz postaciami, które spotykaliśmy. Mimo, że gra została stworzona dla dzieci, sama miałam ogromny problem z pokonywaniem bossów. Do tego zawsze wołałam tatę, a ja mu wiernie kibicowałam (po czym chwaliłam się koleżankom, że to ja sama). Kiedy teraz zastanawiam się nad tym, ile czasu poświęciłam na rozgrywkę zastanawiam się jak mi się to w ogóle udało, bo gra była na 90% w wersji anglojęzycznej. To znaczy, jednak nie był to dla mnie duży minus, ponieważ napisy były tylko w krótkich dialogach. Może czasami pojawiały się oferty sprzedania lub kupienia czegoś za uzbierane punkty, ale to pewnie pomijałam.
Ta gra do tej pory jest dla mnie bardzo ważna, wciąż pamiętam jak wyglądał ekran główny i co się działo, kiedy się umierało (cóż to była za tragedia). Nawet dość niedawno temu obejrzałam kilka gameplay'ów z rozgrywek wszystkich części z tej serii, co w sumie dało około 10 godzin. Bez komentatora. Było super.
Mimo, że aktualnie nie poświęcam grom zbyt dużo czasu, a na pewno sama w nie nie gram (ewentualnie raz na rok zagram w coś oprócz Simsów, ale czy to się liczy?) to były ważną częścią mojego dzieciństwa. Tomb Raider i Spyro the Dragon to oczywiście tylko część gier, które uwielbiałam na naszej starej konsoli. Oprócz tych dwóch pamiętam jeszcze Stewarda Malutkiego, Colin Mcrae czy inne wyścigówki. Może trochę żałuję, że nie rozwinęłam w sobie tej pasji, którą próbował mnie zarazić tata, gdy byłam małą dziewczynką. Na pewno teraz dysponowałabym o wiele większą wiedzą na temat gier wideo. Cieszę się jednak, że wprowadził mnie do tego świata.




Ania

Moje doświadczenia z grami wideo nie są zbyt imponujące. Nie mam rodzeństwa, a dla moich rodziców wszelkie gry wideo zawsze były niepoważne. Śmiem twierdzić , że nawet dziś ciężko im by było wierzyć w to, że przecież dużo dorosłych ludzi gra w gry. Ciekawe, muszę ich zapytać.
Jednak mimo to, że w żadnym wypadku nie uważam się za osobę zafascynowaną grami wideo i tak naprawdę nie miał mnie kto pasją do nich „zarazić”, nie da się ukryć, że w pewnych momentach życia gry dostarczały mi dużo emocji, ciekawych doznań i przede wszystkim rozrywki.
Gdy dostałam od Świętego Mikołaja swoją pierwszą grę komputerową o nazwie Kurka Wodna, byłam niezwykle podekscytowana. Całe wieczory spędzałam strzelając z karabinu do kur, bądź zabijając je w inny sposób. Kury te w momencie śmierci wydawały z siebie przerażające  gdaknięcia, po czym rozpłaszczały się na ekranie komputera. Ciekawe, że tak prosta, zarówno strategicznie jak i graficznie gra, wywoływała u mnie takie emocje. Ale w końcu była pierwsza.
Grając w Kurkę Wodną, nie miałam jeszcze w domu Internetu i w momencie gdy ten się pojawił, zaczęłam z zapamiętaniem wchodzić na różnorakie strony internetowe w poszukiwaniu ciekawych gier. Zazwyczaj był to serwis Gry.pl, gdzie grywałam najczęściej w gry zręcznościowe, przygodowe, kryminalne oraz w typowe gry dla dziewczynek, typu ubieranki, dekorowanie wnętrz itp. Przesiadywałam też na moich ulubionych stronach, bezpośrednio związanych z czytywanymi przeze mnie czasopismami oraz lalkami, którymi się bawiłam – Polly Pocket, Barbie, My  Scene, Barbie, czy Witch. Grałam tam w przeróżne, niezwykle pstrokate, jaskrawe i cukierkowe gry. Typowa ośmiolatka.
Mniej więcej w drugiej klasie Szkoły Podstawowej, będąc u koleżanki, pierwszy raz doznałam fenomenu gry The Sims. Od momentu w którym po raz pierwszy dotknęłam myszki z zamiarem zagrania w tę grę, pokochałam ją bez pamięci, rodzice mi wkrótce ją kupili, a ja spędzałam grając w The Sims 2 kilka godzin dziennie. Oczywiście mama musiała mi czas spędzony przy komputerze dawkować, gdyż gdy tylko zatapiałam się w wirtualny świat, czas zaczynał przenikać mi przez palce. Uwielbiałam tworzyć rodziny, urządzać domy, prowadzić codziennie życie postaci. Razem z koleżankami nagminnie tworzyłyśmy nasze przyszłe rodziny i wspominam te czasy bardzo sympatycznie. Do The Sims 2 dokupiono mi również parę dodatków, które oczywiście nie działały już na The Sims 3. Cóż, marketing.  Dlatego w The Sims 3 nie grałam już tak wiele jak w część drugą.  Tak czy siak, bez mrugnięcia okiem mogę powiedzieć, że gra The Sims zasłużyła na miano fenomenu.
Będąc w późniejszej szkole podstawowej odkryłam magię gier edukacyjnych. W pamięci szczególnie utkwiła mi jedna, której nazwy mimo starań nie udało się mi znaleźć. Pamiętam jedynie, że gra była bardzo kolorowa, śliczna graficznie, dobra muzycznie i zawierała w sobie naprawdę wiele pouczających treści. Dużo w tym czasie przybyło słówek do mojego słownika.  Głównym bohaterem był pewien starszy pan i jego papuga, a akcja gry rozgrywała się pośród pięknych krajobrazów natury. Zafascynowana uczyłam się języka angielskiego, a później też hiszpańskiego, podróżując po zaczarowanych krainach rozproszonych na całej kuli ziemskiej. By przejść do kolejnych etapów musiałam wykonać różnorodne zadania, związane właśnie z językiem. Miałam pisać różne słówka, słuchać i powtarzać, czytać niewielkie teksty – ogólnie gra była stworzona bardzo przystępnie dla jedenastoletnich, czy dwunastoletnich dzieci.
W gimnazjum przestawiłam się na gry fabularyzowane, a kolejnym fenomenem w moim życiu stała się gra Mała Projektantka. Ogółem wyżywałam się w niej kreatywnie, tworzyłam stroje, robiłam makijaże, a oprócz tego był tam skomplikowany i doskonały (bez ironii) wątek kryminalny. Grałyśmy w to z koleżanką godzinami.  Mniej więcej w podobnym okresie dostałam grę fantasy  o nazwie Starshine. Była przejmująca muzycznie, w fiolotowo  - zielonych barwach, trochę mroczna i niezwykle wciągająca, a (mój ulubiony) wątek kryminalny również był świetnie rozegrany.
Prawda jest taka, że potem, w liceum, czy na studiach, nie spotkałam się już z grami, które tak by mnie wciągnęły, bądź zafascynowały jak te powyższe. W liceum grywałam czasem w facebookowe gry, takie jak Cryminal Case, Candy Crush Saga, czy Diamont Dash. Obecnie czas przy komputerze spędzam głównie pisząc bloga, przeglądając Facebook, Instagram, czy inne tego typu strony, rozmawiając ze znajomymi, ucząc się lub oglądając filmy i seriale. Mój kontakt z grami ogranicza się do gier wygenerowanych przez programy edukacyjne do nauki języków obcych.  Czasem, będąc u kuzynki, gram na konsoli w typowo sportowe rozgrywki, takie jak tenis, kręgle, siatkówkę, czy moją ulubioną – boks! Mam wrażenie, że po takich kilku rundach boksowania jestem niemniej zmęczona niż po prawdziwej walce. Być może jeszcze kiedyś jakaś gra zafascynuje mnie tak mocno jak The Sims 2. Z sentymentem wspominam te czasy, więc jestem na to otwarta. J

Iwan

1994 rok - rok mojego urodzenia i data premiery konsoli PS , która jest związana z moimi doświadczeniami w grach wideo . Dwa lata później - Play Station już była dostępna w sklepach WNP , a jeszcze za 4 lata ja już byłem szczęśliwym właścicielem tej konsoli , którą dostałem od wujka podczas pobytu w Moskwie .

Większość moich kolegów spędzali czas siedząc przed Dendy czy Segę - czyli Japońską wersją Nintendo , produkowaną dla rynku rosyjskiego . Więc ja miałem możliwość ocenić i porównać te konsole . Jednak Play Station różniła się od tych innych konsoli . Przede wszystkim różniło ją - pełnowymiarowość wideo , czego nie było do tej pory , 3D grafika , możliwość zapisania gry bez hasła ( już nie trzeba było szukać kartki , której nigdy nie było pod ręką) karta pamięci .Więc nie było w tym nic dziwnego , że o wiele częściej graliśmy na Sony a nie na innych konsolach. Tylko teraz już zdaję sobie sprawę , że na te czasy to była naprawdę rewolucyjna konsola .

Playstation dostałem jescze jak byłem przed podstawówką , czyli mając 6 lat . Wraz z samą konsolą dostałem koło 12 CD płyt z grami . Ale z czasem moja kolakcja tyko powiększałą się i w końcu ośiągala około 115 płyt . Wielu z nich już z upływem czasu nie pamiętam , ale mogę wymienić te , które zostawili swoję miejsce w mojej pamięci i które mogę polecić . To były : Spider man Might and Magic 3 , Fighting Force , Agent 007 Tomorrow Newer Dies , Need For Speed 4 High Stakes , Pro Evolution Soccer 200 , Mortal Combat , Crash Bandicoot i niektóre z nich postaram się opisać .W tych czasach , kiedy jescze nie miałem dostępu ani do komputerów ani do do internetu  , więc sporo czasu spędzałem grająch w te gry , chociaż zawsze miałem pewne ograniczenia czasowe . Moją ulubiona gra na Ps - to Crash Bandicoot . Gra w której szalony naukowiec – Dr. Neo Cortex i jego pomocnik – Dr. Nitrus Brio zamierzają podbić świat przy pomocy zwierząt-mutantów, tworzonych przy pomocy skonstruowanej przez Nitrusa maszyny zwanej Evolvo-Ray (Ewolwo-promień).To była jedyna gra , którą skończyłem 2 razy i mam do niej sentyment , Mogłem spędzić przy niej wielu godzin i zawsze z checią wrócić.

Fajnie się grało w Mortal Combat z kolegami . Pamiętam , jak organizowaliśmy  turniej  dla 10 osób w moim  mieszkaniu . Główną nagrodą był - lit pomarończowego soku . A system rorgrywki - każdy z każdym , żeby było sprawiedliwie .  Niestety  ja zdobyłem tylko 5 miejsce . Nigdy  nie umiałem grać gry typu  : Tekken czy Mortal Combat .

NFS 4  ( High Stakes ) . W tej części po raz pierwszy został wprowadzony tuning , który miał wpływ na charakterystyki i wygład wizualny . Gra już wyglądała bardziej podobna do tego jak ona wygłąda teraz - za wygrywane turnieje dostawało się pieniądze i później to było możliwością do zakupienia nowego samochodu .Pamiętam , że nawet pokazywałem tą grę wujkowi , który akurat wtedy pracował jako kierowca i dla niego wjazd w inny samochód lub w ogrodzenie było czymś niewiarygodnym . Jechał z prędkością 80 km / h i oczywiście przegrał. Po czym stwierdził , że gra jest zła bo nie odpowiada rzeczywistości . Ja  już tylko po 10 latach zdałem sobie sprawę , że ta gra zmieniła moje gusta muzyczne . Była tam bardzo  jakościowa muzyka elektroniczna  , którą słucham do tej pory .  Wydzielam tą historię dlatego , że muzyka w dzisiejszym życiu odgrywa ważną role  , ponieważ  moją pasją jest taniec  i z muzyką spędzam wiele czasu na treningach .

Dużo zmieniło się jak pokazałem konsole kuzynowi , który był starzy o 5 lat ode mnie . Od razu go to bardzo zainteresowało . Później za zacząłem dostawać nową grę co miesiąc od kuzyna jako prezent  . Strasznie mnie to cieszyło  , ponieważ już nie dostawałem gier od rodziców  , dlatego że i tak sporo czasu spędzałem grając w te , które miałem . A miałem ich ogrom .  Myślenie rodziców było bardzo logiczne .  Ale kuzyn zawsze chciał próbować nowe gry a ją przy okazji prosiłem go o pomoc w cięższych " levelach "  . Na przykład nie łatwą grą była  - Agent 007 . Do tej pory pamiętam jeżdżenie na łyżwach w tej grze .  Więc z tej sytuacji był zadowolony kuzyn i ja . I nie mogę odpowiedzieć  kto bardziej . 
 Pasją kuzyna była piłka nożna , więc w pewnym czasie dostałem od niego Fifa , po której już grałem tylko gry sportowe, takie jak : Fifa , Nba , Pes .Inne gry już przestały mnie interesować . W dzieciństwie zawsze chciałem zostać piłkarzem zawodowym . Akurat Fifa i Pes pozwalali mi spełniać swoje marzenie , które oczywiście zmieniło się  z czasem .
W wieku 12 lat dostałem w prezencie urodzinowym komputer i już nigdy nie korzystałem PS. Na Pc grałem już w mało gier - może jedną na rok. Wyjątkiem była Fifa, która była zawsze na tapecie aż do 2008. Później już całkiem zrezygnowałem z gier, Jakoś przestały mnie interesować. Zacząłem używać internetu, social media itd. Ta sytuacja trwa do dzisiaj, chociaż może to się zmieni, Gry nadal rozwijają się bardzo intensywnie i być może jakaś z nich mnie zainteresuje .
  W tej chwili wspominam te czasy z przyjemną nostalgią.
Jednak chciałbym tu podkreślić , że w moim dzieciństwie gry wideo nie były jeszcze tak rozpowszechnione i nie odgrywały tak ważną rolę jak dzisiaj.



Mateusz

Moje doświadczenia z grami w dzieciństwie nie są zbyt duże .Nie miałem nigdy konsoli a swój pierwszy komputer dostałem gdy miałem 10 lat i miał on służyć wyłącznie do celów edukacyjnych. Nie chodziłem też do żadnych kafejek internetowych ani do salonów gier. Moje pierwsze zetknięcie z grami nastąpiło na komputerze kuzyna który pokazał mi grę „Gold sprinter” od razu ją polubiłem i jak tylko mogłem to przychodziłem do kuzyna tlyko aby pograć w gold sprintera. Gra ta polega na poruszaniu się ludzikiem i zbieraniu sztabek złota oraz omijaniu różnych dziwnych stworów .Nawet później mój tata się zaciekawił tą grą i często graliśmy razem. Dodam że w domu nie mieliśmy internetu a był rok 2010 i większość moich kolegów już dawno była z nim oswojona. Po długich namowach rodziców w końcu założyli oni internet. Właśnie wtedy zacząłem odkrywać świat gier głównie przez platformy internetowe, które umożliwiały granie za darmo. Grałem między innymi w „miecze i sandały”, „skoki narciarskie” oraz wiele innych których tytułów już nie pamiętam. Równierz grą która uwielbiałem był „need for speed” kochałem się scigać i przeważnie grałem razem z kolegami, którzy właśnie zaciekawili mnie grami wyścigowymi. Długo potem grałem tylko w gry tego typu i później nawet kupiłem sobie kierownice,żeby jeszcze bardziej wczóć się w rozgrywkę. Było to coś fascynującego móc kierować autem w grze wirtualnej za pomocą rzeczywistej kierownicy. Myślę,że to doświadczenie również przyczyniło się do tego,żę szybciej nauczyłem się jeździć prawdziwym autem i do dziś dobrze wspomionam wyśigówki. Później zacząłem wychodzić z kolegami do salonów gier by pograć głównie w „Tekkena”, czyli grę która była umiejscowiona w fikcyjnym świecie i walczyło się na ringu również fikcyjnymi postaciami. Nawet jeszcze w pierwszej gimnazjum czasem poszliśmy sobie pograć do jakiegoś salonu ale już rzadziej niż kiedyś ponieważ moi znajomi przeszlitylko na granie on-line. Podczas przerw szkole nieraz słyszałem jak rozmawiają między sobą a ja z tego nic nie rozumiałem bo mówili w typowym gamerskim języku. W związku z tym że też chciałem być w temacie zacząłem ich wypytywać o czym rozmawiają, dowiedziałem się że rozmawiali o „League of Legends” i bardzo zachęcali mnie bym pograł razem z nimi lecz ja byłem sceptycznie nastawiony do tej gry zwłaszcza gdy pokazali mi oni jak ona wygląda. Upłynęło trochę czasu aż się do niej przekonałem i tak zaczęła się moja przygoda z LOL'em. I tak od drugiej gimnazjum można powiedzieć że byłem gamerem. Nawet z kolegami założyliśmy drużynę i zaczęliśmy razem trenować i jeździć na różne eventy i turnieje związane z League of Legends. Okres od drugiej gimnazjum do drugiej liceum mogę nazwać, że był dla mnie okresem gdzie najwięcej czasu spędzałem na graniu. W tym samym czasie również zaczął rozwijać się E-sport, który już dużo wcześniej był popularny na świecie ale nie w polsce. Toteż pomyślałem sobie że mogłaby być to moja praca marzeń zobaczywszy ile e-sportowcy zarabiają. Lecz pod presją głównie rodziców zrezygnowałem z grania, ponieważ twierdzili oni ,że tylko marnuję swój cenny czas przed komputerem a argumenty o e-sportowcach i o całym tym rynku nie przekonywały ich. Obecnie może trochę żałuje swojej decyzji patrząc dziś na coroczne mistrzostwa świata w League of Legends, na których pula nagród to nawet 10 milionów dolarów. Jednakże do dziś będę miło wspominał chwile spędzone razem z moją drużyną.



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie