Przejdź do głównej zawartości

Co nosi moja twarz, czyli makijaż na co dzień


Nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę specem od makijażu. Są dni (gdy nie wychodzę z domu, albo idę tylko na spacer z psem) gdy zupełnie makijażu na sobie nie mam. Gdy wychodzę na miasto staram się jako tako wyglądać, co by ludności nie przestraszyć, ale często kończy się na podkładzie, pudrze, szmince i tuszu do rzęs. Albo w ogóle tylko korektorze, pudrze i szmince. Wydaje mi się, że już wtedy twarz moja nie jest taka tragiczna.
Czasem wystarczy jeden mocniejszy akcent, by twarz zyskała jakąś barwę, wyraz. Niektórzy stawiają na mocną kreskę, inni na barwne cienie, czy na róż. U mnie jest to czerwona szminka. Szczerze powiem, że dodaje mi pewności siebie i fajnie się z nią czuję na ustach.
Mam też to szczęście, że nie borykam się z dużymi problemami z cerą, wąskimi ustami, czy z rzadkimi rzęsami/ brwiami. Mój makijaż może więc zając mi nawet trzy minuty. Co innego, gdy z własnej decyzji czeka mnie pomalowanie ładnie brwi i zrobienie kociego oka. Wtedy już nie jest tak różowo... ;)

Bazy pod makijaż



Krem Nivea Sensitive - krem na dzień
Jest to moja jedyna i jak najbardziej prosta baza pod makijaż. Funkcję tą zaczął pełnić niedawno, gdy odkryłam go przez przypadek w jednej z naszych szaf. Jest przeznaczony do cery wrażliwej, ma redukować zaczerwienienia, suchość i napięcie skóry. Zawiera filtr 15, ekstrakt z Lukrecji i Olejnik z Pestek Winogron. Świetnie przygotowuje skórę pod makijaż, jest lekki, szybko się wchłania, a jednocześnie mam uczucie, że skóra jest odpowiednio nawilżona i przyjemnie miękka.

Podkład Maybelline Affinitone
Od czasów studniówki aż do niedawna używałam podkładu Rimmela - Match Perfection, który oprócz tego, że jest dość kryjący i fajnie rozświetla cerę, zawiera filtr UV 20. Jestem skłonna używać go nadal, jednak dla odmiany postanowiłam spróbować stosunkowo tani podkład Maybelline Affinitone. Jak na razie jestem bardzo zadowolona - produkt jest lekki dla skóry, świetnie ujednolica cerę i nawilża ją. Ponadto zawiera witaminę E i olejek arganowy, co daje mi komfort sumienia, jakoby nie tylko obciążam skórę, ale również dostarczam jej coś dobrego.


Korektor miss sporty
Najprostszy, chyba jeden z najtańszych, nie kryjący jakoś idealnie. Jest on w sztyfcie, ogólnie wygląda jak szminka do ust, jest matowy i po prostu wygodnie się go nakłada. Taki korektor mi wystarcza, bo szczerze mówiąc problemy z cerą mam niewielkie. Czasem jakieś drobne wypryski, czasem się gdzieś zadrapię. Używam go też na podkrążone oczy. Jednak jak mówię, jeżeli ktoś pragnie trwałego, porządnego efektu i silnego krycia, może czuć się zawiedziony.


Puder ryżowy Maybelline Master Fix
Cudeńko. Już od jakiegoś czasu pociągał mnie puder ryżowy i w końcu go kupiłam. To mój pierwszy transparentny i jednocześnie sypki puder i od razu mogę powiedzieć, że perfekcyjnie wykańcza on makijaż, delikatnie rozjaśnia, matuje i wygładza cerę oraz chroni ją od świecenia się przez rekordowo długi czas! Poza tym jest w estetycznym pudełeczku, a wiecie jakie to dla mnie ważne. Polecam go, obecnie chyba największy hit w mojej kosmetyczce.





Oczy


Tusz do rzęs Extra Super Lash Rimmela
Tusze do rzęs zmieniam. Ciągle testuje je w poszukiwaniu tego idealnego. Obecnie używam Extra Super Lash Rimmela. Jest on delikatny i nadaje rzęsom naturalny wygląd. Trochę wydłuża, dobrze rozdziela rzęsy i nie zostawia grudek, ale raczej nie specjalnie pogrubia.  Łatwo się zmywa i ogólnie jest całkiem przyjemny. Jeśli jednak szukacie efektu sztucznych rzęs, nie liczcie na. Nałożenie jednej warstwy jest niezbyt widoczne. Czy będę szukać dalej? Raczej tak.

Eyliner miss sporty, Studio Lash - The Miaoww
Nie robię kresek na powiekach często, a jedynie na specjalne okazje. Lub gdy mam takowe widzimisie. Wtedy to najlepszą opcją dla mnie jest pisak do oczu. Tylko nim, w odróżnieniu od klasycznego eyelinera z pędzekiem i kredki, umiem zrobić sobie w miarę proste kreski. Oczywiście jeszcze czeka mnie dużo kresek by dojść do perfekcji, ale jest coraz lepiej. Pisak jest idealny, bo zachowuje idealną konsystencję mieszczącą się właśnie gdzieś pomiędzy kruchą kredką, a płynnym eyelinerem. Nie za suchy, nie za wodnisty. Mimo niskiej ceny, ten akurat pisak z miss sporty, trzyma się na powiece cały dzień w każdej pogodzie, a jednocześnie zmywa łatwo.

Kredka do brwi miss sporty - Studio Lash Designer
Brwi maluję jeszcze rzadziej niż używam eylinera. Los dał moim brwiom całkiem sympatyczny, łukowaty kształt, odpowiednie zagęszczenie, grubość i czarny kolor. Raz na czas wyrywam sobie pojedyncze, niesforne brewki. Kredkę kupiłam więc z ciekawości i używam ją również tylko na specjalne okazje i gdy akurat mam ochotę podkreślić kształt moim brwi. Kredka którą zakupiłam nazywa się      i ma ciemno - brązowy kolor (ogólnie jest w trzech barwach). Z jednej strony jest kredeczka, z drugiej gąbka do rozcierania. Nadaje ona pomalowanym brwiom naturalny wygląd. Niestety, nie jest to kredka specjalnej jakości, przez co już na drugi dzień strona z gąbeczką odpadła mi. Za każdym razem muszę więc ją przymocowywać na nowo. Z samego efektu jesem zadowolona.

Pomadka Smackers Coca-Cola
Pomadki z firmy Smackers są smaczne (to ważne xd), pachnące i ładnie opakowane. Poza tym z tymi swoimi smakami typu Cola, Sprite, Fanta, są jak najbardziej szalone i za to je lubię. Pomadka Coca-cola odpowiednio natłuszcza usta, trochę nabłyszcza i chroni przed wysychaniem oraz pękaniem warg. Ja używam jej też jako bazę przed nałożeniem czerwonej, matowej szminki, gdyż dzięki temu usta są potem mniej suche - pomadka amortyzuje. :P


Szminka



Uwielbiam czerwone oraz pomarańczowe szminki i wciąż poszukuje nowych. Dotychczas szminkami które najdłużej ze mną zostały były Revlon Colorburst Matte Balm i Pop-Art lipstick firmy Missylyn. Szminka Revlona występuje w wersji zwyczajnej, błyszczącej i matowej. Ja używam tą zwyczajną, a mój kolor nazywa się Romance. Jej zaletą jest przede wszystkim wygodny kształt, dopasowujący się do ust i komfortowa aplikacja - po prostu wysuwana kredka. Usta delikatnie się błyszczą, a po jakimś czasie wysychają, szminka nie wysusza jednak nadmiernie ust. Kolor trzyma się dość długo, ściera się stopniowo i nie zostawia jedynie czerwonej obwódki po kilku łykach wody. xd Szminka ta ma też przyjemny, miętowy zapach. Druga szminka z Misslyn, pochodzi z edycji limitowanej wyprodukowanej na lato 2016. Ze sklepów stacjonarnych niestety poznikały, ale da się je jeszcze zdobyć gdzieniegdzie w internecie. Smutno mi, że nie zostały w sklepach na stałe, bo ich kolory są soczyste, piękne, a konsystencja idealnie pokrywa usta, nawilżając i koloryzując je jednocześnie. Mój kolor to wesoły pomarańcz, w którym (jeśli wierzyć ludziom, a to wątpliwe) wyglądam całkiem nieźle. Wiadomo, zarówno u ludzi, jak i u szminek przede wszystkim liczy się wnętrze. Ale to własnie w oprawie graficznej tej letniej edycji zakochałam się po uszy. Soczysta czerwień/róż/pomarańcz i lody na patyku to połączenie idealne! Może jeszcze uda mi się złapać w internecie moją żarówiastą broń na usta. :D Obecnie na co dzień używam mocno kryjącej, czerwonej szminki firmy Maybelline - Vivid Matte Liquid. Wygląda i pachnie ślicznie, a w dodatku jest idealnie matowa. Jej wady to standardowe wysuszanie ust i zostawianie tej słynnej czerwonej obwódki - niestety. Ale myślę, że gra warta jest świeczki - usta wyglądają w niej przepięknie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie