Przejdź do głównej zawartości

O feminizmie słów kilka, czyli międzyblogowe rozmowy

Ostatnio coraz więcej słyszy się o feminizmie. Mimo że zewsząd zalewani jesteśmy feministycznymi poglądami, to czasem nie możemy wyzbyć się wrażenia, że płynące z mediów informacje sieją zamęt w naszych głowach i już sami nie wiemy, o co w tym całym feminizmie chodzi. Razem z Dominiką z bloga My Garden of Imagination postanowiłyśmy poruszyć ten niełatwy i niewygodny dla niektórych temat i spróbować rozstrzygnąć, kim są te „straszne” feministki ;)




Ania: Skoro nasza rozmowa ma być o feminizmie w dzisiejszych czasach, zacznę z grubej rury ;) Czy określasz się jako feministka?

Dominika: Odpowiem jak typowy kandydat na przyszłego psychologa: "To zależy" ;) A zależy to od tego, jak w naszej rozmowie zdefiniujemy feminizm. Wydaje mi się, że wokół feminizmu ciągle niestety krążą negatywne, oparte na stereotypach opinie. Zanim więc odpowiem na Twoje pytanie - spotkałaś się z jakimiś krzywdzącymi, niepochlebnymi poglądami dotyczącymi feminizmu?

Ania: Rozumiem feminizm taki jakim jest naprawdę, a o jego wypaczeniach, zmierzających raczej w kierunku szowinizmu jeszcze porozmawiamy ;) Koleżanka Wikipedia prawi tak: "Feminizm (łac. femina ‘kobieta’) – ideologia, kierunek polityczny i ruch społeczny związany z równouprawnieniem kobiet." Rozumiem go właśnie w tej formie i dlatego w pełni za feministkę się uznaję. Powiem jednak, że całkiem niedawno terminu tego nie rozumiałam i wydaje mi się że właśnie z tego niezrozumienia wynika większość negatywnych opinii (odpowiadając Ci, tak spotkałam się) o feminizmie.

Dominika: Zwróciłaś uwagę na bardzo ważną rzecz - nie wystarczy znajomość "suchej" definicji, ale też w pełni świadome zrozumienie. Dlatego właśnie nawiązałam do stereotypowych opinii. Wydaje mi się, że negatywne emocje i kontrowersje wokół feminizmu wynikają z niezrozumienia tego terminu, czy też może raczej braku dobrej woli, by dowiedzieć się, co się za tym pojęciem kryje. Wciąż jeszcze niestety słyszy się opinie, że feminizm to atak wymierzony w cały rodzaj męski, albo i też dążenie do wyzbycia się kobiecości przez przedstawicielki naszej płci. O skandalicznych i obraźliwych komentarzach dotyczących urody feministek wolę nie wspominać.

Ania: Czyli wnioskuje że raczej jesteś feministką :P Ale uwierz - gdyby ktoś pięć lat temu zapytał mnie czy jestem feministką, powiedziałbym, że nie! Musiałam dopiero poznać sam termin, jego rodowód, sens.. Dużo kobiet odcina się od feminizmu. Zapominają, że gdyby nie jego walczące przedstawicielki kilkadziesiąt lat temu, Nie miały by prawa do pracy, godziwych zarobków, głosu wyborczego, możliwości studiowania, osobowości prawnej itd. Nie warto odcinać się od tego pojęcia, a te odcinające się Panie uświadamiać i jeszcze raz uświadamiać!


Dominika: Jeszcze przez krótką chwilę powstrzymam się od oficjalnej, bezpośredniej deklaracji ;) Pojawił się w naszej rozmowie ciekawy wątek - feminizm kiedyś i feminizm dziś. Gdybym miała opierać się na takiej klasycznej, wspomnianej przez Ciebie wcześniej definicji feminizmu i gdybym przypomniała sobie sytuację kobiet w nie tak bardzo dawnych czasach oraz osiągnięcia i zmiany, które tym niezwykle silnym, odważnym, zdeterminowanym kobietom udało się na przestrzeni lat wywalczyć, to bez wahania odpowiedziałabym, że jestem stuprocentową feministką, z szacunku i wdzięczności za możliwości, które teraz mam – o, chociażby takiego studiowania na uczelni wyższej, co kiedyś dla kobiet nie było osiągalne. A gdybym miała Ci odpowiedzieć, czy jestem współczesną feministką, której rola, znaczenie i charakter problemów, z jakimi musi się mierzyć, są inne niż dawniej.... to tak, potwierdzam, jestem feministką ;) 

Nieco okrężną drogą dotarłyśmy w końcu do etapu oficjalnych deklaracji. Pora więc na moją definicję feminizmu, feminizmu naszych czasów. Dla mnie feminizm przede wszystkim wiąże się z wolnością, rozumianą jako możliwość decydowania o sobie. Jestem feministką, a więc jestem świadomą, wolną kobietą, mogącą w pełni decydować o sobie, o swoim życiu. Wydaje mi się, że wyzwaniem dla dzisiejszych feministek jest... jakby to powiedzieć... swego rodzaju zniewolenie przez panujące powszechnie normy społeczne i inne niepisane reguły. Do głowy przychodzi mi wywieranie presji na kobiety, aby ich życie toczyło się zgodnie z narzuconym planem, w którym koniecznie trzeba uwzględnić macierzyństwo, w odpowiednim do tego wieku, bo zegar biologiczny tyka! ;) Jeżeli więc jestem feministką - to znaczy że jestem wolna od takich społecznych nakazów, to znaczy że sama kształtuję swoje życie, sama podejmuję świadome decyzje.

Ania: To co napisałaś, jest oddaniem moich myśli. Niektóre z kobiet swój antyfeminizm w ten sposób argumentują: 100 lat temu byłabym feministką, ale teraz to już nie ma sensu. Dla mnie to głupia postawa. Jeśli byłaś feministką, to nią zostajesz. Tu przecież chodzi tylko o równouprawnienie. Heloł - feminizm nie gryzie. Xd I tak - w Polsce, w Europie, nie musimy już walczyć o tak oczywiste rzeczy jak edukacja, czy prawo wyborcze (swoją drogą Polska dała swoim obywatelkom głos jako jedna z pierwszych < 3). Ale już przypadki firm w których mamy do czynienia z nierównymi pensjami istnieją. Rozmawiałam z Panią, która pracowała przy taśmie produkcyjnej. Tam to jest na porządku dziennym.

Dominika: Aż mi się przypomniał krążący gdzieś w sieci mem szydzący z kobiet walczących współcześnie o swoje prawa - "bo kobiety przecież mają prawa, czego one jeszcze chcą, hehehe." Boki zrywać ze śmiechu. Wspomniane przez Ciebie dysproporcje w wynagrodzeniach to realny problem, i to nie gdzieś w odległej galaktyce, ale tu, w Polsce, w Europie. Problemem są jeszcze inne przejawy seksizmu, które pewnie gdzieś się jeszcze w naszej rozmowie pojawią.

Ania: To o czym mówisz - uwolnienie się od narzuconych schematów to również kluczowa sprawa! I tutaj mam na myśli nie tylko kobiety, ale i mężczyzn! Jeszcze raz powtarzam - jestem za równością, nie dominacją jednej płci!


Dominika: Cieszę się, że wspominasz o odróżnieniu równości od dominacji. Warto podkreślić, że feministki nie domagają się uzyskania większych praw kosztem mężczyzn, pozbawienia ich tych wszystkich wynagrodzeń i miejsc pracy. Feminizm nie jest również atakiem wymierzonym w kobiety pracujące w domu i zajmujące się dziećmi. Chcesz "robić karierę" - rób, naprawdę nie ma w tym przypadku znaczenia to, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną. Chcesz założyć rodzinę i zajmować się dziećmi, zajmuj się. Chcesz sprzątać i gotować - jeżeli sprawia ci to radość, jeżeli lubisz to robić, to droga wolna. Znam kobiety, które uwielbiają przygotowywać ulubione dania dla całej rodziny, ale również znam mężczyzn, którzy czerpią radość z gotowania dla bliskich. To, że jesteś kobietą lub mężczyzną, nie oznacza, że jesteś skazana bądź skazany na narzuconą z góry rolę, lecz że masz takie samo prawo do decydowania o swoim życiu, jak i przedstawiciele płci przeciwnej.

Ania: Ja na przykład bardzo lubię mężczyzn. xd W sensie uważam że bez nich byłoby bez sensu. Świetnie pokazał to film Seksmisja, który niektórzy uważają za przejaw szowinizmu. Dla mnie to natomiast mega zabawny, ironiczny film, pokazujący, że obie płcie, cholera, są potrzebne. Ja natomiast rzeknę jeszcze coś o tym, o czym fajnie pisze autorka bloga Jaskółczarnia (mega wszystkim polecam). Mamy (wciąż!) silnie narzucone wzorce płciowe. Widzę to na co dzień, widzę to w mojej rodzinie, nawet najbliższej. Niestety. Widzimy to też w polityce (szanowny pan Korwin- Mikke jako skrajny przypadek szowinizmu). On widzi kobietę w kuchni, a mężczyznę w pracy. A czy sytuacja może być odwrotna? Jeżeli to decyzja partnerska, to czemu nie. Wyjdźmy ze schematów! Oczywiście kto chce, niech nie wychodzi, tak jak mówiłaś.

Opowiem jeszcze coś. Mój wujek boi się jeździć samochodem. Zrobił w młodości prawo jazdy, ma papierek, ale zwyczajnie boi się tego robić. Ileż razy słyszał od otoczenia komentarze typu "Nie głupio Ci? Kobieta za Ciebie musi jeździć? KOBIETA?". To jest to - narzucanie określonej roli. Przecież to mężczyzna! Musi jeździć samochodem! Nawet jeżeli powodowałby tym samym wypadki na drogach. To jest właśnie bezmyślne. Tak samo jak "Nie płacz! Zachowuj się jak mężczyzna!". To działa w obie strony.

Dominika: Wiesz co... Mam takie wrażenie, że zrodziła nam się tu piękna koncepcja feminizmu - feminizmu, który dba o nas wszystkich, i o kobiety, i o mężczyzn ;) Wydaje się to oczywiste i banalne, ale rzadko się na to zwraca uwagę, rzadko dokonuje się głębszej analizy pojęcia "równość".


Ania: Właśnie chciałam poruszyć sprawę dyskryminacji mężczyzn również, jednocześnie tworząc oryginalną dyskusję. O tym mało się mówi, a problem też istnieje. Natomiast może poruszmy jeszcze temat wypaczenia feminizmu. Pamiętasz, wysyłałam Ci filmik ze sławetnym "6 stycznia miałam aborcję"? Niestety, gdy przeciętny Janusz myśli "feministka" widzi przed oczyma takie osoby...

Dominika: Dokładnie tak, przeciętnej, niezbyt wnikliwej osobie wystarczy kilka minut medialnego występu, aby stworzyć sobie w głowie obraz feminizmu i zgeneralizować go na wszystkie kobiety określające się mianem feministek. Problemem jest to, że niestety nie każdy decyduje się podjąć wysiłek, by dowiedzieć się czegoś więcej o feminizmie, aby zgłębić temat, zastanowić się parę razy zanim zacznie się rozpowszechniać nieprawdziwe informacje dotyczące celów i założeń feminizmu. Ale na to chyba nie mamy zbyt wielkiego wpływu…

Ech, wolałabym zakończyć naszą rozmowę bardziej pozytywnym i optymistycznym akcentem. To może na zakończenie skierujmy uwagę na książki, filmy i inne środki, dzięki którym idee feministyczne mogą dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Jakieś pomysły? ;)

Ania: Ja chciałam polecić przede wszystkim blogi, prowadzone przez feministki i feministów. Pierwszy z nich to wspomniana już Jaskółczarnia. Blog ten jest stricte o kobietach. Reszta natomiast to blogi różnego rodzaju - głównie lifestylowe, tworzone w prawdziwie błogim, feministycznym duchu. Są to: Riennahera, Stay Fly, blog Pawła Opydo i Szafa Sztywniary.

Co do książek i filmów, myślę, że świetnie obrazujące emancypację kobiet są Służące. Polecam też film Jentl, gdzie kobieta przebiera się za mężczyznę, by móc podjąć naukę na uniwersytecie. Warto obejrzeć też Casanowę - tam mamy do czynienia z humorystycznie przedstawionymi wątkami feminizmu. I jeszcze jedno: czy Pocahontas była feministką? Moim zdaniem tak. Chyba pierwszą wśród księżniczek ;)

Dominika: Nie zapominaj o czołowej disneyowskiej feministce Mulan! :D


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie