Przejdź do głównej zawartości

Na przekąskę w Krakowie

Kraków i jedzenie. Dwa dość istotne elementy mojego życia.

W tym pierwszym się wychowałam, mieszkam i pewnie jeszcze przez jakiś czas będę mieszkać. Nawet jeśli wkrótce nasze drogi się rozejdą, zawsze będę tu wracać. Myślę sobie czasem, co w nim kocham najbardziej i nie mogę się zdecydować. Jest wiele takich rzeczy. Ale chyba najbardziej cenię fakt, że tu można sobie pozwolić na melancholię. Możemy włóczyć się godzinami po Starym Mieście, siedzieć na Plantach i patrzeć się w niebo, czy powoli sączyć herbatę w jednej z milionowych, Krakowskich kawiarni. I nikt się na nas dziwnie nie popatrzy. Nie zjeździłam całej Polski, ale w wielu miastach tak nie ma. Kraków wydaje mi się pod tym względem unikatowy. No, w końcu stąd wywodzi się Krakowska Cyganeria.

Z przyjemnego rytuału przesiadywania na mieście nietrudno mi płynnie przejść do tematu jedzenia, czyli do tego, czego Kraków ma dużo i dobrze. Na każdej Krakowskiej ulicy w okolicy Centrum, znajdziemy miejsc do jedzenia co najmniej kilka. Jest do wyboru, do koloru - to od nas zależy, czy zechcemy zjeść konkretny, typowo polski obiad, egzotyczne danie, lekki lunch, czy smakowity deser. Jestem wciąż w trakcie odkrywania smacznych miejscówek - dziś natomiast polecę Wam trzy sympatyczne lokale, w których można coś pysznie i szybko przekąsić. Oczywiście w estetycznym wnętrzu!

Niebieskie Migdały




Czy ja pisałam już o Niebieskich Migałach? Chyba nie. Należy to prędko nadrobić, gdyż jest to jedna z moich ulubionych kawiarni w Krakowie. Otwarta niedawno, bo co najwyżej półtora roku temu, skrywa się na Placu Wszystkich świętych, dokładnie na przeciwko Muzeum Wyspiańskiego. Zacznę od tego, co kluczowe dla mojego częstego tam przebywania. Jest to, jak się pewnie domyślacie, wystrój wnętrza. Lokal jest utrzymany w przytulnym klimacie, urządzony w eleganckim stylu glamour. Dostrzeżemy tu harmonijny i pełen finezji eklektyzm, bowiem kawiarnia łączy piękne meble retro, z licznymi elementami nowoczesności, czy wręcz industrializmu. Niebieskie fotele i biało-czarna posadzka idealnie współgra z szarością sufitu i umieszczonym pod nim splotem rur. Dodatkowo duża ilość luster w odpowiednim miejscu wizualnie powiększa lokal. Można się nawet na to nabrać. Ogólnie estetyczna petarda.
No dobrze, ale dość o wnętrzu, w końcu przychodzimy tu zjeść/ napić się, nie zamieszkać. (lol) Jeżeli chodzi o kwestie lunchowe, bardzo polecam tutejsze kanapki. Są zrobione z przeciętego na pół obwarzanka, a to, co będzie między połówkami, jest już w naszej gestii. Ja na ogół zamawiam go z mozarellą, suszonymi pomidorami i rukolą (być może jeszcze coś w środku jest). Lanchów do wyboru jest sporo, z tego co pamiętam nie są to tylko kanapki. Kolejną niewątpliwą pysznością są desery. Ja zwykle rzucam się na tartę cytrynową, ale ja robię to wszędzie. W każdym razie jest wspaniała. Świetnym deserem jest też niebieski migdał, czyli coś w rodzaju kremu/ galaretki, w kształcie migdała, obleczonego niebieskim lukrem. Zawsze zamawiam też herbatę, a do wyboru jest ich kilkanaście. Powiem od razu, że bardziej opłaca się brać ją w kubeczku, chyba, że mamy ochotę na późniejszą dolewkę. Czekoladę pitną też warto zamówić, szczególnie, że na wierzch dostajemy kolorowe pianki. Do niektórych napojów dodają też sporego migdała w niebieskim lukrze. Obsługa jest zawsze przyjazna, choć jakoś super tanio niestety nie jest.
Podsumowując, przytulnie, miło i pysznie - zajrzyjcie koniecznie!

Columbus Coffee



Bardziej kawiarnia niż bistro, ale kanapki też mają niezłe. Oprócz tego za tytułową lunchową przekąskę mogą służyć jeszcze sałatki i jogurty. Ja jednak najczęściej wybieram tu muffiny, dzięki którym jestem syta przez kilka godzin (w moim przypadku to dużo). Zazwyczaj wybieram te czekoladowe lub jagodowe, a do tego dużą herbatkę. Ostatnio natrafiłam na jaśminową, ale chętnie pijam też czarną i zieloną. Warto zamówić sobie też świeżo wyciskany sok. Ja za nimi akurat nie przepadam, ale wiem, że sporo osób je uwielbia. Aha, zapomniałabym o kawach. Z tego co widzę jest ich tam mnóstwo (kawa jest nawet w nazwie lokalu prawda...). ale ja kawy nie lubię zupełnie, toteż musicie ryzykować. ;) Elementy (oprócz jedzenia i picia) składające się na wartościowość Columbusa to: umiejscowienie, wystrój i przestrzeń. 
Kawiarnia ta ma to, czego w Niebieskich Migdałach za bardzo nie ma. Dużo przestrzeni, atmosferę spokoju i intymności. Każdy stolik jest porządnie oddzielony od sąsiedniego, także nie mamy wrażenia, iż panie przy stoliku obok podsłuchują naszą rozmowę. (Jest to dość zwodnicze, gdyż np. ja dwa dni temu z wielkim zainteresowaniem podsłuchiwałam rozmowę pań przy stoliku obok, ale jak mówię, trzeba się postarać :D). Oprócz dobrego ułożenia stolików i foteli, warto też podkreślić, że obie krakowskie filie Columbusa mają po prostu duży metraż, są obszerne. To jest bardzo wygodne, zarówno w przypadku spotkania z grupą przyjaciółek, jak i w sytuacji, gdy chcesz w spokoju się pouczyć. Poza przestrzenią mamy też kolory! Dużo turkusów, pomarańczy i innych barw, znakomicie ze sobą zestawionych. Ponadto miękkie tkaniny foteli, kanap i poduszek i dobrane kolorystycznie ściany. Ogólnie estetyka wnętrza doskonała. <3 Co do umiejscowienia w mieście, obie kawiarnie mieszczą się w praktycznie ścisłym Centrum - jedna na Szewskiej, tuż przy Rynku Głównym, a druga na Starowiślnej, łączącej niejako Śródmieście z Kazimierzem. Jak mówię - Columbus Coffee jest bardzo przytulnym miejscem, dającym odpocząć i schronić się od zgiełku miasta, ciesząc oczy kolorystyczną mieszanką tkanin i ścian i zajadając się muffinami.

Bococa Bistro



Miejsce to pierwszy raz odwiedziłam w tym tygodniu. Odbyło się to zupełnie przypadkiem, gdyż tak się złożyło, że w tej samej kamienicy naprawiano mi laptop. Gdy po niego przyszłam (naprawiony, jeee!), serwis był jeszcze zamknięty, udałam się więc schodkami do Bococi na przeczekanie. Okazało się tu ładnie, klimatycznie, a jeśli chodzi o jedzenie - zdrowo! Tutaj już nie tylko można wybrać się słodkości, ale również zjeść konkretne śniadanie, czy obiad. Jednak to ważne - tylko wegetariańskie! Ponieważ trafiłam tam o 10 rano, zamówiłam sobie omlet z kozim serem i rukolą, do którego podano mi koszyczek chleba i masełko. Co tu dużo mówić, było pysznie! Herbata oczywiście też w porządku i to jak na razie tyle tam próbowałam. W tym tygodniu przymierzam się do skosztowania obiadowej potrawy z humusa, która wypisana na tablicy, brzmi bardzo smacznie. Chciałam ją zjeść tamtego dnia, ale dania obiadowe podają w bistro dopiero po 12, wcześniej zaś tylko śniadania. Jeżeli chodzi o przestrzeń, nie jest najlepiej, gdyż pomieszczenie (choć spore) jest po prostu tylko jedno. Nie jest to jednak duży problem, acz w godzinach szczytu, miejsca może po prostu dla nas zabraknąć. Wnętrze jest urządzone w surowym stylu - ściany z białej cegiełki, czarne, wiszące lampy, menu na wielkiej, ściennej tablicy. Ogólnie estetyka na plus. Czerń, biel i drewno razem to dobro. Zjem więcej, to jeszcze do recenzji Bococi wrócę. Jeżeli będziecie na Placu Inwalidów i akurat znajdziecie trochę czasu, to wpadajcie. Chodziłam w pobliżu do gimnazjum i liceum, a nigdy tego nie zrobiłam. Teraz będę nadrabiać. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Angl...

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną ...

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie ...