Przejdź do głównej zawartości

W poszukiwaniu mężczyzny idealnego

Blondyn czy brunet? Skandynawski artysta w skórzanej kurtce czy beztroski duży chłopiec z figlarnym błyskiem w oku? Wraz z Dominiką z bloga My garden of imagination, postanowiłyśmy po raz kolejny nawiązać współpracę i porozmawiać o tym, co decyduje o atrakcyjności mężczyzn w oczach kobiet. 


Jaki obraz mężczyzny wyłonił się z naszej dyskusji? Przekonajcie się sami.


Ania: Dobra, niech rozpocznie naszą dyskusję standardowe pytanie: blondyn czy brunet?

Dominika: Ja już wiem, co powiesz, i wiem, że będzie to inny wybór niż mój. Dla mnie – brunet ;)
Ania: I co teraz: bijemy się? xd Ale wiesz co, to dobrze, bo właśnie wbrew pozorom nie będziemy się bić o w przyszłości poznanych facetów. Bo będą podobać nam się inni.

Dominika: Jeżeli będziemy się kierowały tylko kolorem włosów, to na szczęście nie dojdzie do rękoczynów xD A co, jeśli nawet nie zwrócimy uwagi na włosy, ponieważ zachwycą nas czyjeś oczy? Zielone, niebieskie, brązowe - co wybierasz? ;)

Ania: A właśnie! Oczy są ważne - na nie zwracam uwagę jako jedne z pierwszych. Niebieskie górą u mnie z wiadomych względów - bo uroda skandynawska :P No ale na włosy też bardzo zwracam uwagę. I to zupełnie bezwiednie! Wystarczy, że mi mignie blond czupryna, a ja od razu odwracam głowę. Mimo, że potem tenże jegomość może okazać się brzydki. xd


Dominika: Aż taka preferencja wobec blondynów? Uwaga panowie, zapamiętajcie - blond na głowie i wasze akcje u Ani skaczą ostro w górę! ;) A co do oczu... ufff. Zielone. Uniknęłyśmy po raz kolejny powodu do ewentualnej bijatyki w przyszłości xD Ale pewnie obie się zgodzimy, mam taką nadzieję, że zwracamy uwagę nie tylko na kolor tęczówki, ale tę bijącą z oczu radość, to ujmujące spojrzenie pełne blasku… Bardzo podobają mi się właściciele takich "śmiejących się oczu"

Ania: Ach no ok - byle by nie za duża ta radość, wiesz, że lubię dekadentów xdd Ale inna sprawa, że lubię taki figlarny błysk, który wiąże się z taką trochę beztroską osobowością. I tu jest dziwnie, bo jak się zastanowić, to ten dekadencki artysta i beztroski duży chłopiec z figlarnym błyskiem w oku, to dwie różne osoby. Co gorsza, oboje wydają się mieć destrukcyjny wpływ na ludzi na dłuższą metę xddd

Dominika: Tak, zdecydowanie, to nie może być zbyt wielka radość kojarząca się z pozytywną energią i zarażaniem optymizmem rodem z banalnych poradników typu "believe in yourself" ;) A "figlarny błysk" to bardzo dobre określenie, o to chodzi. Hmmm... ciekawe, kto by powstał, gdyby połączyć kilka cech dekadenta i tego beztroskiego dużego chłopca. Groziłaby nam katastrofa? ;) Trudno powiedzieć, czy taka kombinacja jest możliwa, niemniej jednak niesamowicie intrygująca jest swego rodzaju tajemniczość, nieprzewidywalność, zagadkowość, nawet nie wiem, jak to określić, więc pomogę sobie cytatem: "Cenię ludzi, o których z góry wiem, że nie dadzą się łatwo odgadnąć, jeśli w ogóle." (W.Myśliwski).


Ania: Ooo, to jest bardzo dobry cytat - nie znałam! A więc wygląd to nie wszystko... I żeby nie było, że lecę tylko na wygląd - przez dobre dwa lata podobał mi się chłopak, który urodę miał na tyle specyficzną, że nawet nie chciałam nikomu zdjęcia pokazywać xd Ale był (jest, tylko już mi się nie podoba) artystyczną duszą, dżentelmenem, był przemiły, uroczo nieporadny i miał fantastyczne poczucie humoru (cholera, zaraz od nowa się w nim zakocham). Innym razem spodobał mi się brunet - za inteligencję, genialny humor i to, że świetnie mi się z nim gadało. Ostatnio z kolei pewien pan… - tutaj również poczucie humoru - ono jest ważne!

Dominika: Dokładnie. Poza tym wierzę w to, że Ci, którzy zobaczą tę naszą rozmowę, potraktują ją z przymrużeniem oka i zapewne potwierdzą, że jeżeli już dochodzi do zauroczenia, to obiektem naszych westchnień może się nawet stać osoba, która bardzo odbiega od naszego ideału. Zauważyłam też, że jeżeli ktoś intryguje nas swoją osobowością, zachwyca poczuciem humoru, ujmuje empatią i dobrocią, to w pewnym momencie zaczynamy dostrzegać liczne zalety związane z wyglądem i zastanawiać się, czemu dopiero teraz zwracamy na nie uwagę ;) Zgadzam się, ważne jest także poczucie humoru, ważne jest, żeby można było z daną osobą swobodnie prowadzić niekończące się rozmowy dające mnóstwo satysfakcji, radości - i najlepiej jeszcze - inspiracji. Yyyy.... zaraz, jak to Ci się już nie podoba? xD


Ania: Ten o którym mówiłam? xd No już niby nie, chociaż może trochę.. Ale już nie wariuję na jego widok haha A no i właśnie? Czym się różni taki typ co nam się podoba, wariujemy na jego widok, a gdy go widzimy na mieście, chcemy uciekać albo zapominamy jak się mówi po polsku - czym się on różni od tego, który nam się podoba, ale może nie aż tak strasznie, bo swobodnie z nim gadamy, uwielbiamy z nim rozmawiać... Może ten punkt drugi, jest drugim etapem tego pierwszego czasami? :O Wiesz o czym mówię?

A wgl trafne spostrzeżenie, co do tego, że na początku gość nie wydaje nam się aż tak piękny, a gdy dostrzeżesz inne jego zalety, nagle zdaje się taaaki przystojny. Miałam tak mnóstwo razy! Żeby podać neutralny przykład - Tom Odell. :D

Dominika: Wydaje mi się, że wiem... Dobre pytanie. Są dwa rodzaje podobania/zauroczenia czy któreś z nich nim nie jest? Możliwe, że w niektórych przypadkach od razu przechodzi się do punktu drugiego i omija ten nieco krępujący etap pierwszy, ale z drugiej strony, jeżeli pechowo zacznie się od punktu pierwszego - to czy są w ogóle szanse na etap drugi? Jak tu w ogóle doprowadzić do swobodnej rozmowy, kiedy na widok tej osoby nie myślimy o ciekawych tematach do rozmowy, ale natychmiastowej ewakuacji? ;)

Ach tak, Tom Odell, Twój przyszły mąż, kojarzę. Przy okazji przypomniałaś mi, że niektórzy mężczyźni są tak brzydcy, że aż przystojni. Takim przypadkom została nawet poświęcona pewna znana strona na Facebooku, ale nie wiem, czy mogę tutaj ją zareklamować ;) Często jest tak, że taka klasyczna uroda, zgodna z współcześnie panującym ideałem piękna, nijak nie może nam zapaść w pamięć, nie zaskakuje i nie zachwyca na dalszą metę. A taka uroda niebanalna, "nieoczywista" potrafi naprawdę kręcić i intrygować.


Ania: Nooo ja tak przecież mam, że ci klasyczni przystojniacy, za którymi szaleją kobiety wcale mnie nie kręcą (tutaj zaraz pewno przejdziemy do drwaloseksualizmu xd). Chociażby di Caprio, Dorociński, aaa no i ten Piotr Stramowski z Pitbulla, którym moja koleżanka jest tak zachwycona, że woow a ja nic. Ja z kolei i moi blondyni z delikatnymi rysami to osobny rozdział - Tom Odell, Bard Ylvisaker, Jamie Campbell Bower... Młody Johnny Depp jako wyjątek potwierdzający regułę. :P Podaj i ty jakichś swoich :D

Dominika: Zanim podam swoje, muszę przy okazji wspomnieć o „fenomenie Madsa Mikkelsena”. Ludzie kochani, ja kompletnie nie mogłam zrozumieć, jak ktoś może uważać go za ideał męskiej urody, jak komuś w ogóle może się on podobać z wyglądu xD Ale później zobaczyłam go w filmie, w dodatku niezbyt rozbudowanej, drugoplanowej roli. I potwierdzam, rzeczywiście jest coś na rzeczy, czasami trudno było oderwać od niego wzrok. Wielbicielką raczej nie zostanę, ale zaczynam rozumieć to niezwykłe zjawisko ;)

Ania: Musiałam gościa wygooglować, ale nie podoba mi się! Ale nie przekreślam, nie przekreślam - zobaczymy co przyszłość przyniesie haha Btw teraz przeszukuję swoją pamięć i swojego pierwszego męża miałam w wieku sześciu lat - był on rok młodszy xd i był uroczym blondynkiem w stylu aniołkowatym hahah Potem był John Smith z Pocahontas także no blond blond. I teraz ja muszę szukać męża na północy (UK, Skandynawia - w Norwegii prawie każdy mi się podobał lol), a ty do Hiszpanii/ Włoch. I amen. No a ten drwaloseksualizm? Co myślisz? Męski facet! Broda! Koszula! Siekiera! Że zacytuje fragment sarkastycznego postu mego ukochanego blogera: "Oczywiście każda kobieta już od piaskownicy marzy o mężczyźnie, który będzie jej otwierał butelki zębami, wbijał gwoździe dłonią, mieszał beton kolanem i zatrzymywał pędzący pociąg uchem."


Dominika: Hmmm... Wracając po chwili namysłu do moich typów - na pewno panowie z TON, Peter Steele i Josh Silver, biorę ich w komplecie. Przypomniało mi się, że kiedyś podobał mi się Tom Hanks, zwłaszcza jego oczy i jego głos ;) A no i jeszcze Ville Valo, licealna bądź gimnazjalna miłość wielu nastolatek ;) A cytat naprawdę świetny. Koszula w kratę jest jeszcze ok, ale ta bujna broda.. Błagam, niech ta moda się już skończy xD

Ania: Ojej, Ville Valo mi się podoba! Swoją drogą widzę, że lubisz niegrzecznych chłopców w skórach xd W takim razie polecam Deppa z Cry-Baby ;) A niektórym się ta broda podoba właśnie - moim zdaniem zasłania twarz xd

A co do Norwegii - przewodniczka opowiadała nam o emigracjach matrymonialnych w te rejony - możemy kontynuować tą wspaniałą tradycję!

Dominika: O tak, wygląda na to, że tak. Zwykle obiektami moich westchnień bywali artyści, muzycy, wokaliści, i rzeczywiście niezbyt ugrzecznieni ;)

Jakby była szansa na jakiegoś nieokrzesanego, norweskiego rockmana w skórzanej kurtce - wchodzę w to! ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie