Przejdź do głównej zawartości

Z tego jestem dumna


Z niewielu rzeczy jestem dumna. Albo może raczej z niewielu rzeczy związanych ze samą sobą. Bo jestem dumna z rodziców - że osiągają duże sukcesy w pracy i są spełnienie zawodowo. Jestem dumna z fajnych rzeczy jakie robią moje koleżanki, kuzynki, nawet pies (tyle ludzi chce go głaskać na spacerze :D). Z siebie nie jestem. Jakby spojrzeć wstecz, nigdy nie byłam i ostatnio przywykam do faktu, że też nigdy nie będę. Ale ponarzekam sobie jeszcze nie raz na samą siebie, a tymczasem dzisiaj powiem o tym, z czego jestem dumna. Dotyczy to mnie, także chwalmy Pana!


Jestem dumna z mojego braku uprzedzeń - płciowych, rasowych, kulturowych, wiekowych....- JAKICHKOLWIEK. Szczególnie w dzisiejszych czasach wokoło możemy znaleźć ogrom ludzi negatywnie nastawionych do kogokolwiek, kto reprezentuje, że tak powiem inność. I mam tu na myśli inność wszelaką.

Dorośli są zakochani w cyfrach. Jeżeli opowiadacie im o nowym przyjacielu, nigdy nie spytają o rzeczy najważniejsze. Nigdy nie usłyszycie:, „Jaki jest dźwięk jego głosu? W co lubi się bawić? Czy zbiera motyle?” Oni spytają was: „Ile ma lat? Ilu ma braci? Ile waży? Ile zarabia jego ojciec?” Wówczas dopiero sądzą, że coś wiedzą o waszym przyjacielu. Jeżeli mówicie dorosłym: „Widziałem piękny dom z czerwonej cegły, z pelargoniami w oknach i gołębiami na dachu” – nie potrafią sobie wyobrazić tego domu. Trzeba im powiedzieć: „Widziałem dom za sto tysięcy franków”. Wtedy krzykną: „Jaki to piękny dom!”

Z całego serca uwielbiam powyższy cytat z Małego Księcia. Jest tak prawdziwy, że aż głowa boli. Pokazuje jak bardzo dorośli tego świata pragną normalności. Jak bardzo boją się nieszablonowości. Bo dorośli są zakochani w cyfrach (fuck, sama jestem dorosła, ale mentalnie nie). Jeżeli ktoś więcej zarabia, to niestety jest przez ludzi lepiej oceniamy. Na wstępie! Bo gdy głębiej poznamy bogacza, może okazać się totalnym dupkiem. A ten, którego rodzice zarabiają o wiele mniej, okaże się równym gościem. Może być też odwrotnie, to bogaty będzie super (nie będzie się wywyższał, będzie pomagał biednym), a ten uboższy, okaże się zgorzkniałym, nieprzyjemnym padalcem. Może być różnie! Dlatego do jasnych Anielek, nie oceniajmy po okładce! Ani po liczbie zer na koncie, ani też po ich braku. W tym roku zostałam wolontariuszką Szlachetnej Paczki. Poznałam rodziny żyjące za mniej niż na to zasługują, a mimo to radosne, gościnne, pełne nadziei na przyszłość. Poznałam moich rówieśników, z którymi doskonale można pogadać, czego nie można powiedzieć o niektórych, nawet bardzo bogatych osobach, które znam. W mojej (dość długiej już :O) karierze szkolnej miałam kilka koleżanek z może nie ubogich, ale niezamożnych rodzin. Były super! Oczywiście przez moich rodziców (z całym szacunkiem dla nich), z miejsca były odbierane bardziej negatywnie. Musiały walczyć o wyrobienie sobie u nich dobrej opinie, przecież z założenia były gorsze. Nie chcę tu zanadto krytykować moich rodziców, wiem, że w wielu rodzinach jest gorzej. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że niestety mamy trochę skrzywione spojrzenie na ludzi, patrząc zanadto na ich majątek. podczas gdy taka postawa często się nie sprawdza. Oczywiście sytuacja działa też w drugą stronę. Istnieją osoby niezamożne, które okażą pełne pogody, nie będą się użalać nad swoim losem, ale będą też takie, które za wszelką cenę będą chciały pokazać jakież to ONE są biedne i skrzywdzone przez los i jak to ich na nic nie stać. Istnieją też takie przypadki co to niby pieniędzy zupełnie nie mają i każdy o tym wie, ale jeżeli mówimy o markowych ciuchach i najnowszych iphonach, to już kasa jest. Spotkałam kilka takich ludziołków na swej drodze i szczerze nie polecam. Będą też zamożni ludzie, akcentujący swe bogactwo, ale tych wydaje mi się więcej w pokoleniu moich rodziców, albo jeszcze starszych. Ja akurat mam szeroką gamę zamożności pośród moich przyjaciół, z czego się bardzo cieszę. Tak samo uwielbiam tych z mniejszą ilością zer na koncie, jak i tych z większą. I to w sobie lubię.

Nie lubię mieć w sobie uprzedzeń, a troszkę się ostatnio bałam, że zaczęłam dyskryminować chłopaków z AGH. xd Okazało się jednak, że po prostu trafiałam na samych nudziarzy i ludzi, z którymi nie sposób porozmawiać. W ostatnich tygodniach poznałam dwóch bardzo fajnych i już jest stabilnie. Już nikogo nie dyskryminuję. Przynajmniej staram się. :P Poza tym muszę się z tym pogodzić, że jeśli chodzi o panów, pociągają mnie ci z artystyczną duszą, raczej humaniści, więc z AGH raczej mi nie po drodze. To jeżeli chodzi o ewentualnych, przyszłych ojców moich dzieci (lol), bo jeśli mowa o kumplu, z którym można się wybrać na piwo, AGH będzie jak znalazł. :P Temat gustów i guścików dotyczących płci przeciwnej poruszymy niebawem w blogowej rozmowie z Dominiką z bloga The Garden of Imagination, którą mieliście już okazję niedawno poznać. W każdym razie każdy ma inne gusta co do mężczyzn i nie oznacza to wcale dyskryminacji pozostałych - ja zakocham się w blond pianiście, podczas gdy koleżance spodoba się ciemnowłosy informatyk (wróżę koleżance dobrą przyszłość, kimkolwiek jest :P). Podsumowując, nie dyskryminuję ścisłowców z AGH. Lubię ich - co niektórych. Heh.

Muzułmanie, Arabowie, Syryjczycy. Trudny temat. Dla niektórych, jedno i to samo. Dla mądrych - wcale nie. Bo czy Syryjczyk musi być Muzułmaninem? Nie. Wiele Syryjczyków to chrześcijanie. Tak jak lekarz, który zajmował się moim dziadkiem w hospicjum, gdy już powoli odchodził na tamten świat. Dziadek bardzo go lubił, cała rodzina również. To pogodny, inteligentny Syryjczyk, który przyjechał na studia w Polsce i tu już został. Chrześcijanin.
Będąc na obozie w Londynie, mieszkałyśmy u muzułmańskiej rodziny. Byli super, a pani domu szczególnie. Przemiła, otwarta, gościnna osoba, z chęcią rozmawiająca na wszelkie tematy, religijne i kulturowe włącznie. W Londynie setki muzułmańskich rodzin przyjmuje do siebie obozowe grupy z Polski. Z drugiej strony okropne jest to co dzieje się w krajach arabskich - okropne jest traktowanie kobiet, dzieci, kary śmierci, obcinanie głów... Straszne również było zachowanie imigrantów z Kolonii rok temu. Z tymże to było jakże chętnie nagłaśniane. Z dumą. ekscytacją. bo przecież ' przyjęliśmy 'ciapatych' do Europy, co to teraz się dzieje! A skoro to było nagłaśniane, tak i ja mam prawo do nagłaśniania gościnności mojej muzułmańskiej rodziny. Mamy takie same prawa. 

Zanim kogokolwiek ocenimy zadajmy sobie pytanie: Ile takich osób znamy? Ilu znasz muzułmanów? Czarnoskórych? Ateistów? Bogatych, biednych? Gejów? Anglików? Et cetera et cetera... Żadnego? To się nie wypowiadaj okej? Jak poznasz paru, to pogadamy. 

To jest pierwsza część tego wpisu, będę kontynuować i wtedy zabiorę się za kolejne przykłady inności we współczesnym świecie. Jak już mówiłam, pozbawienie uprzedzeń w stosunku do gatunku ludzkiego jest jedna z niewielu cech, z której jestem dumna u samej siebie/ Ty też tak masz? i ty bądź z siebie dumny. Wznoszę za ciebie toast kubkiem herbaty!





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie