Przejdź do głównej zawartości

Reminiscencje Teatralne: Kto tu jest kim


Ostatni spektakl, który udało mi się zobaczyć w ramach Krakowskich Reminiscencji Teatralnych nosi tytuł Księżniczka na opak wywrócona. Jest to sztuka dyplomowa studentów czwartego roku Krakowskiej PWST. Opowiada historię prostej służącej na królewskim dworze, która marzy o sławie i bogactwie, podczas gdy musi ciężko pracować, by się utrzymać. Zupełnie inaczej żyje córka władcy, która ma wszystko czego dusza zapragnie, ale jest nieszczęśliwa, ponieważ straciła ukochanego. Wszystko się zmienia wraz z momentem, gdy służąca Gileta otrzymuje sukienkę od samej księżniczki. Przebiera się w nią i od tej pory brana jest za władczynię, Diana zaś za służącą. Sen zwyczajnej chłopki spełnia się, ale czy aby na pewno przyniesie jej szczęście? Gileta bowiem tak bardzo wchodzi w rolę swojej Pani, że po pewnym czasie nie wie już, co jest rzeczywistością, a co imaginacją. Księżniczka na opak odwrócona przywołuje klasyczny motyw życia, jako snu i świata, jako teatru.

Książęta z zamku Darmowych Wektorów

Bardzo przypadła mi do gustu gra młodych aktorów - ich witalność i energia widoczna na scenie. Warto docenić też symboliczne białe kostiumy, w które ubrani byli aktorzy oraz ich charakteryzację. Księżniczka Diana, ze swoim nieszczęściem wypisanym na twarzy czarnymi łzami, robiła duże wrażenie. Scenografia również była zachwycająca - podziwiałam prostotę jej wykonania, a jednocześnie specyficzny, surowy styl. Tworzyło ją dużo bieli i jeszcze więcej metalu. Wszystko idealnie ze sobą współgrało i było pełne symboliki. Szczególnie podobał mi się moment, w którym jedna z dziewczyn wykonywała akrobacje na wiszącej z sufitu wstędze. 

Sztuka ta jest bardzo popularna - wystawiają ją zarówno teatry w Krakowie, Warszawie, jak i w innych miastach. Warto jednak zobaczyć wersję studentów PWST - wnosi ona powiew świeżości i ogląda się ją bardzo przyjemnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie