Przejdź do głównej zawartości

Pośród baniek mydlanych

Nigdy jeszcze nie wstawiałam posta z ciągiem swoich zdjęć. W ogóle na blogu nie można zobaczyć zbyt wiele moich zdjęć. Czuję się więc trochę nieporadnie wrzucając swoje zdjęcia z Kolonii, ale też stwierdzam, że najwyższy czas spróbować - zawsze musi być ten pierwszy raz!


Nie jest to w żadnym wypadku post modowy. Z resztą czy to co mam na sobie jest modne? Nie wiem. Czarna ramoneska chyba nigdy nie wyjdzie z mody - mam nadzieję, bo nie zamieniłabym jej w tym momencie na  żadną inną kurtkę. Nie odkrywam też nic nowego jeżeli chodzi o dżinsowe rurki, które też już na dobre zadomowiły się w modzie. Trampki to również standard. Noszę je do wszystkiego i robię to tak często, iż mama twierdzi, że jako młoda kobieta powinnam częściej ubierać bardziej kobiece buty. Ojtam ojtam. Brązowa, ażurowa bluzka w stylu boho należy do moich ulubionych. Jest miękka w dotyku, ma śliczny wzór i nietypowy krój. Włosy jak zwykle nie chcą się podporządkować i rozwiewają się na wszystkie strony. Ale w sumie, ile rzeczy w sobie nie znoszę, tak włosy.. lubię. :)



Zdjęcia zostały wykonane w Kolonii, przy całkiem fotogenicznym moście Hohenzollernów. Wisi na nim, jak już pisałam, mnóstwo kolorowych kłódek. Stał też na nim pewien pan i puszczał bańki mydlane. Było ładnie, ogólnie miasto (również z powodów święta LGBT i tęczowych flag w całym mieście) zapamiętam jako bardzo kolorowe. :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie