Przejdź do głównej zawartości

Czasem bywa inaczej

Mając te swoje dwadzieścia lat, nie noszę jakiegoś wielkiego bagażu doświadczeń. Jest wiele rzeczy, których dopiero chciałabym w życiu spróbować, odrobinę ciężko mi się odnaleźć w świecie, trochę za bardzo odczuwam i przeżywam, zamiast po prostu żyć. Ale zbyt często nie narzekam. Czasem jest bardzo dobrze, czasem trochę gorzej. Dziś jednak chciałam podzielić się z Wami tym, co niedawno zaobserwowałam - nie jest to nic odkrywczego, ale ostatnio bardziej się zaczęłam temu przyglądać. Zauważyłam bowiem, że życie często układa nam się inaczej niż przypuszczaliśmy, niż sobie zaplanowaliśmy - po prostu płata nam (nie zawsze przyjemne) psikusy.


Chodzi o to, że jesteś teraz w pewnym, określonym punkcie swojego życia - masz te swoje dwadzieścia lat, studiujesz prawo, marzy ci się kariera wziętego adwokata, a tymczasem za dziesięć lat prowadzisz restaurację ze swoim włoskim mężem we Florencji, a po twoim domu biegają dzieciaki. Nigdy nie wiesz, co będzie za te dziesięć lat. Oczywiście ta restauracja we Florencji jest mniej lub bardziej wynikiem twoich wyborów, w odróżnieniu chociażby od choroby w rodzinie, która zmusza cię do powrotu do Polski. Ale dziesięć lat temu nie pomyślałabyś nawet o tej restauracji. Nie pomyślałabyś też o mężu i dzieciach. Jako ten adwokat miałaś być przecież silną, niezależną kobietą z kotem, czy nie? Może być też przecież odwrotna sytuacja. Jako nastolatka marzyłaś o gromadce dzieci, a tymczasem złapałaś bakcyla podróżniczki i zapamiętale penetrujesz lasy deszczowe w poszukiwaniu wymierających indiańskich plemion. Dobrze się czujesz sama - nie potrzebujesz innego życia. Albo też dostałaś powołanie od Boga i wybrałaś życie w zakonie. Tak przecież też może być. A nóż okaże się, że nie dane ci było dożyć momentu założenia rodziny. To najsmutniejsza opcja - los się do nas odwraca plecami i mówi "wyjdź". Twierdzę więc, że warto być pokornym wobec życia - nie wiesz co ci się trafi, nie wiesz ile życia i jakie życie ci zostało. Może będzie cudownie, może wcale nie. Myślę nad przykładami tego zjawiska w moim otoczeniu i tak, jest tego sporo.

Gdy się urodziłam, miałam dwie babcie i dziadka. Babcie były trochę chorowite, dziadek zaś cieszył się świetnym zdrowiem. Jeździliśmy razem na wycieczki rowerowe, robiliśmy fikołki, dziadek był silny i zdrowy fizycznie i psychicznie. Byłam pewna, że spośród dziadków, to właśnie on dożyje stu lat, to jego będą pamiętać moje (ewentualne) dzieci. Z resztą, myślę, że cała rodzina tak uważała -dziadek, zdrowy jak koń śmiało dożyje setki. Przyszedł jednak nowotwór - po cichu, nikt go początkowo nie zauważył. Zaśmiał się z naszych teorii o długowieczności dziadka i zabrał go z tego świata w cztery miesiące. Ani się nie obejrzeliśmy. Nic się nie dało zrobić. Byłam w szoku, bo inaczej to wszystko miało być. Nowotwór złośliwy ma do siebie to, że zawsze mu będzie mało. Przyszedł znowu. Dwa lata później i zabrał mi moją najukochańszą babcię. Ona także miała dożyć moich dzieci, mojego ślubu, albo choć mojej matury. "Nie" - powiedziała choroba, śmiejąc się nam prosto w twarz. Nowotwór lubi się śmiać z ludzi, szczególnie z tych pełnych życia i planów - tak go sobie właśnie wyobrażam. Choroba, śmierć - to one najbardziej niweczą nasze plany. Zniweczyły plany moich dziadków, nie pozwoliły im doczekać mojej pełnej dorosłości. Choroba lubi też śmiać się z ludzi młodych - szczególnie tych najbardziej pełnych życia. W ostatnim czasie najbardziej poruszyła mnie śmierć Ani Przybylskiej. Przecież to właśnie ona mówiła o swoich licznych planach, o swoich dzieciach, które bardzo kochała. Jest jeszcze Maciek - wolontariusz zaangażowany całym sercem w Światowe Dni Młodzieży. To właśnie o nim mówił papież Franciszek podczas swej przemowy. Nowotwór postanowił zabrać go ze świata w wieku dwudziestu paru lat, niecały miesiąc przed rozpoczęciem ŚDM, na które tak czekał. Choroba lubi sobie kpić.

Na chorobę i śmierć nie mamy wpływu, na inne rzeczy pewien wpływ mamy, ale i tak życie nami pomiata. Na ślubie moich rodziców, była koleżanka mamy. Bardzo ładna kobieta, lekarka. Złapała welon, wróżono jej rychły ślub i szczęśliwe życie w małżeństwie. Tymczasem los zgotował jej niespodziankę. Dostała powołanie i wstąpiła do zakonu. Nikt się tego nie spodziewał, ona pewnie również. Nasza nauczycielka religii z liceum - siostra Justyna - mówiła to samo. W wieku osiemnastu lat miała chłopaka, w planach rodzinę, a gdyby ktoś wspomniał o zakonie wyśmiała by go publicznie. Życie jest jednak przewrotne. Kolega taty skończył medycynę. Po prostu - miał być lekarzem, pracować w szpitalu, z pacjentami, standard. Wyjechał jednak do USA, zarobił pieniądze, wrócił, założył biuro deweloperskie i teraz jest chyba jednym z najbogatszych biznesmenów w Krakowie. Nie chcę niszczyć niczyich nadziei, ale uwierzcie, Krakowscy lekarze nawet nie śnią o takich zarobkach. Deweloper. Z resztą, każdy deweloper jest z zawodu kimś innym. Swoją drogą, taki wyjazd za granicę w trakcie studiów, czy już po nich - często to właśnie on obraca nasze życie o 180 stopni. Poznajemy tam nowych przyjaciół, ukochanego, znajdujemy ciekawą pracę. Moim zdaniem nie warto zamykać się na inne kraje, nie wiadomo co nam przyniosą. Koleżanka mamy będąc na studiach nie miała pojęcia, że obecnie będzie mieszkać w najpiękniejszej części Szwajcarii, nad samiutkim jeziorem. To samo, znajoma, która w wieku czterdziestu lat nauczyła się języka francuskiego i wyjechała do Paryża. Dziesięć lat wcześniej otwarłaby oczy ze zdumienia w odpowiedzi na ten pomysł. Nasza była sąsiadka wyszła za angielskiego pilota i pomieszkuje w różnych częściach Europy. Inna skończyła z toksycznym małżeństwem, znalazła super pracę i związała się z Amerykaninem. Mieszkają w USA (może do nich pojadę za rok :D). Można by tak wymieniać duuużo. Wy zapewne też macie w swoim otoczeniu takie przykłady.

Nie wiesz też, czy droga którą sobie obrałaś/eś w wieku dziewiętnastu lat to właśnie to. Jeśli po kilku latach okaże się, że nie to nie panikuj. Pamiętaj, że życie kocha z nami pogrywać. Pomyśl, że los nie jest aż tak chamski i postanowił zmienić jedynie twoje powołanie, a nie na przykład wpędzić cię w ciężką chorobę. Moja znajoma po studiach odkopała w sobie pasję z dzieciństwa i zdecydowała się zdawać do Szkoły Muzycznej. Gra na skrzypcach. Inny chłopak po studiach wybrał się do łódzkiej Filmówki. Kolejny odnalazł po wielu latach swoje miejsce i realizuje się w turystyce. Te osoby los zaskoczył w pozytywny sposób - jest inaczej niż się spodziewały, niż planowały. Ale w sumie jest w porządku. Różnymi ścieżkami drepczą też sławni ludzie, zanim oczywiście staną się znani. Ich też życie zaskakuje, czasem pozytywnie, a innym razem negatywnie.


Jest takie przysłowie (ponoć cytat Allena, ale nie mam pewności, czy nie istniał wcześniej): "Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość." To świetny zdanie. Od razu robi nas pokorniejszymi wobec Siły Wyższej. I nie ważne już, czy ktoś wierzy w Boga - każdy chyba czuje po prostu, że to nie on tylko decyduje o tym, co się w jego życiu wydarzy. Kluczowa jest pokora - dążenie do planów, ale nie za wszelką cenę i gotowość zrezygnowania z nich, na korzyść tych, które wskazał nam los. Jestem otwarta na zmiany. Zaskakuj mnie życie, tylko proszę nie każ mi cierpieć, przynajmniej na razie. Zobaczymy co czas pokaże, bo mimo planów, marzeń.. - czasami bywa inaczej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie