Przejdź do głównej zawartości

Na fali polskiej muzyki

Znowu wracamy do tego, że chodzenie na koncerty jest jedną z moich ulubionych form spędzania czasu. Mogłabym na nich siedzieć cały czas, co skłania mnie do przemyśleń, czy nie powinnam pracować w jakiejś agencji eventowej, przy organizacji festiwali, czy coś w tym stylu. Hmm.. Tym razem byłam znów w Krakowskiej Arenie, ale pierwszy raz na Czyżynaliach. Jestem z nich bardzo zadowolona! Co ciekawe, widziałam różne opinie na ich temat, niektórzy twierdzą, iż nie były tak dobre jak w tamtych latach. Ja nie mam takiego porównania, więc mogę śmiało powiedzieć, że oceniam je jako świetne! Moim koleżankom również się podobało, więc nie jestem jedyna. Zaraz opiszę Wam każdy występ po kolei. ;)



Strachy na Lachy



Tak jak się spodziewałam, nie zawiedli. Doskonale rozruszali publiczność swoimi wesołymi, energicznymi piosenkami. Ja akurat nie, ale wiele osób znało część utworów na pamięć, więc wraz z wokalistą - "Grabażem" Grabowskim, śpiewała cała arena. Było więc bardzo sympatycznie, a ja poznałam kilka wpadających w ucho utworów, takich jak Raissa, Piła tango, czy szczególnie - Jedna taka szansa na 100. Nie obyło się również bez takich hitów jak Czarny chleb, czy Dzień dobry, kocham cię. Czytam, że muzyka tego zespołu określana jest jako połączenie rocka alternatywnego, ze ska punkiem, folkiem miejskim i kilkoma innymi gatunkami muzycznymi. Folk miejski - nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, ale ciekawa sprawa. To gatunek, w którym poruszana jest tematyka społeczna, często występują zarzuty kierowane do miasta i jego społeczności wyrażane w muzyce. To by się zgadzało. Wokalista ma specyficzny głos i styl śpiewania - czy on właściwie śpiewa (czy umie śpiewać?), ciężko stwierdzić, ale każdy przyzna, że  specyficzny mówiony śpiew i charakterystyczny głos Grabowskiego jest nie do zastąpienia.

Coma



Pierwszy raz słuchałam tego zespołu, choć wcześniej dużo o nich słyszałam. Wiem, że sporo moich znajomych ich lubi, stąd byłam ciekawa ich muzyki. Tak więc, zespól którego wokalistą jest Piotr Rogucki, tworzy dość nietypową, interesującą muzykę. Czytam, że jest to połączenie rocka alternatywnego z grungem i elementami metalu. Zgodziłabym się z tym, choć rock alternatywny ewidentnie wiedzie tu prym. Ta muzyka jest specyficzna - czasem lekko psychodeliczna, będąca bodźcem do nieświadomego kołysania się, innym razem energetyczna i przepełniona mocnymi dźwiękami. Jeżeli chodzi o wokalistę, to jest bardzo oryginalną osobistością - znamienne u niego są charakterystyczne ruchy (taniec?) na scenie i specyficzny głos - widać po nim, że głęboko wczuwa się w to co robi. Coma nie jest zespołem, który do końca trafia w mój gust muzyczny - choć mogę sobie czasem posłuchać paru piosenek, na dłuższą metę raczej bym z tym ciężkim, dziwnym brzmieniem nie wytrzymała. Myślę jednak, że warto poznać twórczość Comy - z pewnością ich muzyka ma w sobie coś niezwykłego.


Brodka



Mnóstwo osób się nią zachwyca, więc i ja chciałam poznać jej fenomen. Szczerze powiem, że do mnie nie trafia - jakoś nie jest zbyt przekonująca ze swoimi alternatywnymi dźwiękami. Jest ok, ale jej utwory moim zdaniem są bardziej do brzmienia gdzieś tam w tle, jako całkiem przyjemne, nienachalne dźwięki przy nauce, czy przy wykonywaniu prac w domu. Nie mogę więc powiedzieć, żebym zatopiła się z zachwytem w którykolwiek z utworów Brodki - nie są zbyt zajmujące. Ale jak mówię, są różne gusta i wiele osób ocenia występ Brodki jako najlepszy na całej imprezie. Co faktycznie jest mocną stroną występów młodej wokalistki, to głos - piękny, czysty i charakterystyczny. Poza tym, piosenkarka podczas występu gra na instrumentach, co jak już pewnie kiedyś mówiłam, uważam za duży plus. Brodka jest dobrą artystką, warto docenić ją, jej talent, oryginalne utwory, takie jak Horses, czy Granda. Dziewczyna po prostu niekoniecznie wpisuje się w mój gust muzyczny.


Dawid Podsiadło



Zawsze byłam za Dawidem, a ten koncert utwierdził mnie w przekonaniu, że koocham tego chłopaka! To był pierwszy koncert Dawida na jakim byłam i pokazał, że na żywo jest on tak samo kochany, nieśmiały i zabawny, jak w wywiadach i programach. Wciąż nie wiem, czy ta jego urocza nieporadność i żarty podczas mówienia na scenie, są ustawiane, czy to po prostu tak wychodzi. Możliwe, że jest pół na pół, w każdym razie najwięcej się uśmiałam właśnie na tej części koncertu, w której śpiewał Podsiadło. Muzyka oczywiście doskonała, z resztą od jakiegoś czasu uważałam Dawida, za jednego z najlepszych, polskich wokalistów - może nawet najlepszego. Oczywiście wykonał swoje największe hity, czyli: Trójkąty i Kwadraty, No i W Dobra Stronę, podczas których publiczność śpiewała wspólnie z nim. Oprócz nich zaśpiewał jeszcze sporo swoich nowych i starych piosenek, które okazały się śliczne. Zachwyciły mnie np. Powiedz mi, że nie chcesz, Pastempomat i Forest, których szczerze mówiąc wcześniej nie słyszałam. Fajne jest to, że Dawid Podsiadło w każdej piosence, dodaje coś od siebie, czym sprawia, że utwory na każdym występie brzmią pewnie trochę inaczej. Muzycy dodają np. dodatkowe instrumenty, akordy, solówki, wplatane w też są też w piosenki inne, sławne utwory. Chociaż był to ostatni koncert i byliśmy już nieco zmęczeni, Podsiadło doskonale pobudził nas do życia, przez co przez większość utworów stałyśmy i poruszałyśmy się w rytm muzyki.




Chciałam jeszcze dodać, że ogólnie cała impreza zaczęłam się o siedemnastej, my natomiast przyszłyśmy dwie godziny później. Wcześniej był jeszcze support w postaci Anny Cieślińskiej z zespołem (nie znałam kobiety) i występ Korteza, którego również nie kojarzyłyśmy, ale występ był ponoć bardzo udany. Nam jednak te ponad pięć godzin w zupełności wystarczyło (dość długa impreza, skończyło się po północy). Podsumowując, było super, a za szczególnie udane występy, uznaję występ zespołu Strachy na lachy i świetnego Dawida Podsiadło. Aaa.. Warto jeszcze dodać, że cena, jak na występy pięciu dość sławnych polskich zespołów i wokalistów, była bardzo przystępna (ok. 35 zł). Z pewnością wybiorę się jeszcze na tego typu imprezę. <3

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie