Przejdź do głównej zawartości

Urodzeni lekarze



Basia od małego marzyła aby zostać lekarzem. Rodzice kupili jej zestaw "mały doktor" i Basia z zapałem zaczęła leczyć wszystkie swoje misie. Uwielbiała grać w operację, w liceum kochała biologię oraz chemię, a gdy dostała się na medycynę poczuła się spełniona.

Wojtek wszędzie chodził ze swoim zabawkowym pistoletem, z powodzeniem strzelał plastikowymi kulkami do siostry. Z wypiekami na twarzy oglądał Kryminalnych - on gdy dorośnie, też zostanie takim policjantem! Wojtek skończył technikum i aplikował do Szkoły Policyjnej. Jest szczęśliwy.

Gdy tylko gdzieś brzmiała muzyka, kilkuletnia Agatka podrygiwała do niej z entuzjazmem. Mama zapisała ją na balet, potem dziewczyna uczęszczała na zajęcia z tańca nowoczesnego. Po maturze wstąpiła do ogólnopolskiego zespołu tanecznego. Jest w swoim żywiole.

Basia, Wojtek i Agata nie istnieją. Chociaż? Pewnie gdzieś tam sobie żyją. Od małego szkraba wiedzieli co będą robić w życiu, dorastali w poczuciu spełnienia. Ich pasja stała się ich pracą. Podziwiam takich ludzi i im zazdroszczę, bo też bym tak chciała. Znalazłabym ich wokół siebie przynajmniej kilkanaście. Z resztą, nie koniecznie od urodzenia, możliwe, że znaleźli coś co kochają i bezgranicznie się temu oddali w gimnazjum, liceum, może już na studiach. Ale mają to - mają to szczęście zamknięte w haśle satysfakcjonujący zawód. Zawód będący ich codziennością, pasją i sposobem zarobku. Budzą się rano zadowoleni z życia, ze swojej pracy. Bo prawda jest taka, że czegokolwiek byśmy nie mówili, satysfakcja zawodowa przekłada się na jakość życia, a więc szczęście w domu, w rodzinie, wszędzie. Czy ja kiedyś coś takiego osiągnę? Tą błogą satysfakcję z tego co robię?

Jak patrzę na swoje dotychczasowe życie, plany zawodowe były różne. Chciałam być malarką, dekoratorką wnętrz, prawnikiem, dość długo aktorką, reżyserem, w końcu psychologiem i dziennikarzem. Nie było takiej jednej rzeczy, którą o! chciałam robić i koniec. I dalej nie ma. A bardzo o tym marzę. Mam 19 (niedługo 20) lat i rwie mnie w różne strony. Studiuję psychologię i podoba mi się ona, ale nie mam tego uspokajającego poczucia, że tak, właśnie, to jest to czemu chcę się poświęcić. Nie snuje planów o założeniu gabinetu psychologicznego, o terapii zaburzeń, przyszłej pracy na uczelni. Nie zajmuje mnie to, a za to moje zainteresowania pchają mnie w różne strony. Cieszę się, że mam tego bloga, bo jest on czymś stałym, czymś, dzięki czemu mogę przenieść swoje zainteresowania "na papier" (no prawie). Bo pisać bardzo lubię - może właśnie z tym powinna się wiązać moja przyszła praca? Kto wie... Widzę po znajomych, że nie tylko ja mam takie dylematy, ludzie szukają swojego miejsca na ziemi, czegoś, co ich wkręci na całego. Ja najchętniej studiowałabym z 4 różne kierunki naraz i to w paru różnych miejscach, ;) Tylko, że to nie jest możliwe. Życie czasem nie jest łatwe. Mam nadzieję, że znajdę to coś, czemu będę mogła się oddać, coś co mi da szczęście zawodowe. Życzę też tego wszystkim, bo to jest ważne - serio. A ci, którzy czują że ich studia, czy praca, to jest właśnie TO - zaliczacie się razem z Basią, Wojtkiem i Agatą do grona szczęśliwców tego świata. Może ja też kiedyś do niego dołączę. ;)


Komentarze

  1. Droga Aniu,
    gdy tak czytam ten wpis, wydaje mi się, iż jesteś osobą, która bardzo dużo myśli o swojej przyszłości... I właściwie słusznie, ale warto to robić z umiarem, bo poprzez intensywne skupianie się na przyszłości, często tracimy z oczu to co otacza nas właśnie teraz. Zastanawiam się nad tym czy to satysfakcja zawodowa przekłada się na inne dziedziny naszego życia. Zgodzę się z Tobą owszem, iż jest to bardzo ważne i składa się na nasz nastrój a poprzez to i na inne sfery życia, ale czy nie jest czasem także odwrotnie ? Jeśli jesteś szczęśliwa w życiu osobistym, będziesz promieniować także w pracy, stwarzając tym atmosferę, w której praca też stanie się przyjemna :) Widzę że jesteś na drodze poszukiwań, gdzie to szczęście się właściwie ukrywa(zresztą chyba tak jak każdy z nas ;)), ale pamiętaj, że droga do celu stanowi wartość większą, niż sam cel, a z reguły chcemy tego czego nie mamy, bo wydaje nam się że to jest ten złoty środek by stać się szczęśliwym.
    I tak na koniec: nie zakładaj, że musisz mieć tytuł magistra, aby w czymś się realizować. Świat stoi przed Tobą otworem! Możesz brać się za wszystko po trochu, jak również za coś konkretnego w 100%. Zawsze możesz, np. pisać artykuły na portale, mieć kolekcję własnoręcznie robionych zdjęć, chodzić na warsztaty teatralne i być z zawodu nawet hydraulikiem! A wiesz czemu? Bo możesz :)

    Polecam zadać sobie takie 2 pytania:
    1. Dlaczego akurat psychologia z tych wszystkich zawodów(chyba musi być coś co Cię w tą stronę szczególnie ciągnie)?
    2. Czy naprawdę lepiej jest siedzieć całe życie w jednej dziedzinie, czy właśnie chodzić wieloma ścieżkami, smakując życie z różnych perspektyw?

    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę wszechstronnego rozwoju i samorealizacji!
    Carpe diem,
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki za komentarz. Jeżeli chodzi o mnie, po prostu czuję, że potrzebuję znalezienia w życiu jakiegoś konkretnego zajęcia z którego będę czerpać satysfakcję. Także szukam właśnie teraz, bo wydaję mi się, że czym wcześniej tym lepiej. To wszystko oczywiście nie znaczy, że nie potrafię czerpać radości z innych rzeczy, na co dzień jestem raczej wesołą osobą, która cieszy się z drobnostek. ;) Po prostu żałuję, że nie mam smykałki do czegoś od małego, jak w przypadku niektórych osób wokół mnie. Ale to są tylko moje przemyślenia, praca w żadnym wypadku nie jest sensem mojego życia.
      Pozdrawiam, Ania. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie