Przejdź do głównej zawartości

Jesienne dylematy





Chyba opadły już wszystkie liście, na zewnątrz wiatr, deszcz, smog i zimno. Jest smutno, szaro i depresyjnie a na dodatek właśnie skończyłam oglądać z płaczem trzeci sezon Zagubionych (umarł jeden z moich ulubionych bohaterów, może być gorzej?) No bo jest źle i ma się ochotę siedzieć pod kocem i oglądać seriale. Problem tylko w tym, że nie powinno się nic oglądać, tylko się uczyć, nauki ma się sporo. Taaa.. Ale to już mój problem, natomiast nie o tym tu mowa. w tym wpisie poruszę parę aspektów (tych pozytywnych i negatywnych) samej w sobie szanownej Pani Jesieni, która jest u nas już od jakiegoś czasu.

(+) Jesień w lesie - gdy widzę jak wygląda jesień w lesie, jestem zachwycona! Liście mienią się wszystkimi ciepłymi barwami, wirują w powietrzu, spadając z drzew, mój pies się cieszy, ja się cieszę i ogólnie jest wspaniale. Spacery do lasu to jedna z bardziej relaksujących rzeczy, których doświadczyłam tej jesieni. Naprawdę, biegam z psem, rzucam mu patyki, rozmyślam nad wieloma sprawami, głośno śpiewam i tańczę (te dwa ostatnie, gdy nikogo wokół mnie nie ma :P). Jak nie las to park, polecam, bo uważam, że jesienny spacer, wśród kolorowych drzew, pozwala odzyskać równowagę.




(-) Nasilenie melancholii i pesymizmu - Mimo swojego piękna, zimne, jesienne dni, nasilają moją skłonność do popadania w stany emocjonalne, bezpośrednio odpowiadające klimatowi tej pory roku. Zaczynam się utożsamiać z Werterem i Stasiem Wokulskim (<3), które to postacie prezentują w sposób dla mnie wprost idealny, rozdarcie wewnętrzne. Oprócz tego zjawiska, pogłębiają się u mnie rozważania o niesprawiedliwości i złu na świecie i skłonność do ironii.

(+) Różnorodność - Genialne jest to, że podczas gdy we wrześniu mamy jeszcze praktycznie lato, tak koniec listopada może uchodzić za zimę. Wrzesień miałam wolny, więc traktowałam go jako dalszą część lata (pomagała mi w tym idealna pogoda). Było pięknie, ciepło i zielono. Październik traktowałam jako okres przejściowy. Nastąpiło wtedy symboliczne pożegnanie lata i początek oczekiwania na zimę (czyli w moim przypadku zamiana ramoneski, na płaszczyk i trampek na botki :D). Wtedy też był okres, pięknych złotych liści, kasztanów i zbierania w ogrodzie jabłek i orzechów. Listopad rozpoczął okres deszczu i melancholii, który ma również swój urok.





(-) Weltschmerz! - Moje pogrążenie w jesiennym marazmie jest dla mnie dość typowe. Stosunkowo łagodnymi objawami tych przypadłości, stają się słuchanie smutnych (ale pięknych!) piosenek i lajkowanie melancholijnych stron na facebooku. Kilka z utworów wstawię pod spodem, aaa niech nie tylko ja pogrążę się w obłokach Weltschmerzu.:P



(+) A bo Święta, śnieg i te sprawy.. - Jestem dzieckiem zimy. Uwielbiam zimę, śnieg, narty, sanki i łyżwy. Kocham też Mikołajki, no i przede wszystkim Boże Narodzenie! To, że im więcej jesieni, tym bliżej zimy, jest zdecydowaną zaletą tej kolorowej pory roku. Zazwyczaj pod koniec listopada zaczynam już czuć atmosferę Świąt, i to jest super. :)

 (-) Jakoś tak dużo smutku - Tak jakoś jest, że ostatnio mało rzeczy mi się udaje, trudno mi przebrnąć przez niektóre z nich i czuję się trochę rozerwana. Ponadto dobiły mnie ostatnie wydarzenia związane z atakami terrorystycznymi i śmiercią niewinnych ludzi, ale i nasilenie pewnych postaw ksenofobicznych w Polsce. Wiem jedno, na świecie nie dzieje się dobrze, ale właśnie dlatego musimy rozsiewać to dobro, które w nas siedzi, najbardziej jak się da.

(+) Jesienne nowości, czyli to co odkryłam przez te 2/3 miesiące! (myślę, że skupię się na paru z nich jeszcze w osobnym poście). Studia (a więc nowe przedmioty i oczywiście ludzie!), Wrocław, Targi Książki, nauka gry na gitarze, kurs językowy, wolontariat, wyjazd integracyjny z uczelni, Noc Kina, świetne książki (Felietony Stuhra <3), filmy (Mały Książe, Everest) i długo wyczekiwane listopadowe premiery, czyli Feblik Małgorzaty Musierowicz i Listy do M 2. Ponadto sporo doskonałych muzyków, płyt, utworów, inspirujące blogi i kanały na yt, spotkania z przyjaciółmi i rodziną, włóczenie się po mieście i nowych kawiarniach. W sumie chyba nie jest aż tak źle... ;)





Także właśnie, ja jako osoba z natury rozdarta wewnętrznie, nie potrafię stwierdzić, że jesień jest kategorycznie zła, ani też wielce wspaniała. Wychodzi na to, że smutek, smog, deszcz i stany depresyjne, równoważą gorąca herbata i dobra książka, spacery z psem oraz multum wydarzeń kulturalnych w Krakowie. Ogólnie jest źle, ale mogło być gorzej. Pod spodem piękne piosenki, które polecam na rzewne stany melancholijno - depresyjne, żeby, no nie wiem... chyba jeszcze bardziej je pogłębić. Jest sens, jest logika. :D







Źródła: www.myfonts.com, youtube.com

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie