Musicalowo
Kocham teatr. A jeśli mam do czynienia ze sztuką, powiązaną dodatkowo z muzyka, to już w ogóle jestem w siódmym niebie. Dlatego gdy tylko mam okazję, wybieram się na spektakle muzyczne. Opowiem o dwóch, które zachwyciły mnie najbardziej.
Mamma Mia
W te wakacje wreszcie udało mi się odwiedzić Romę, by zobaczyć na deskach teatru historię z mojego ulubionego filmu.
Musical, który ku mojemu zachytowi został wreszcie sprowadzony do Polski, opowiada o Sophie, która marzy by na jej weselu pojawił się ojciec. Jest tylko jeden problem: dziewczyna nie wie kto nim jest. Sprowadza więc na uroczystość bez niczyjej wiedzy trzech potencjalnych ojców, o których wyczytała w pamiętniku napisanym niegdyś przez matkę.


Przedstawienie, jak i film, okraszone jest przebojami niedoścignionej Abby, i choć utwory są spolszczone ("Marzenie Mam", czy "Kasa, Kasa, Kasa"), dalej brzmią naprawdę świetnie. Aktorzy nie tylko doskonale grają, mają również duże umiejętności wokalne, radzą też sobie nieźle w układach choreograficznych.

Muszę przyznać, że zawsze zwracam szczególną uwagę na scenografię, bo jest ona według mnie ważnym elementem sztuki. Tworzy ona klimat przedstawienia, dużo można pokazać za jej pomocą. Scenografia w spektaklu Mamma Mia zdaje egzamin. Perfekcyjnie stworzono atmosferę greckich wysepek, ukazując szafirowe morze, błękitne niebo w tle i przede wszystkim te charakterystyczne, urocze niebiesko-białe zabudowania. Oprócz scenografii, bardzo spodobała mi się scena wieczoru panieńskiego Sophie, która była idealnie doszlifowana choreograficznie, genialna muzycznie, bardzo żywa i kolorowa. Zachwycił mnie również ciekawie zrobiony moment surfowania na deskach w powietrzu oraz scena finałowa, w której aktorzy wykonują utwór Waterloo, a publiczność śpiewa i tańczy razem z nimi.


Świetnie wybawiłam się na tym spektaklu. Mamma Mia trafnie oddała grecki klimat, a bohaterowie sztuki fizycznie są podobni do bohaterów filmowych, co mnie mile zaskoczyło. Polecam wszystkim miłośnikom lekkich, wesołych opowieści, muzyki i filmowej wersji, choć mam wrażenie, że Mamma Mia zachwyci każdego.


Legalna Blondynka
Całkiem niedawno w Krakowie powstał, budzący w różnych kręgach kontrowersje, muzyczny Teatr Variete. Jako miłośniczka teatrów wszelkich, jestem jednak po stronie zwolenników tego miejsca, ponieważ już dawno twierdziłam, że w Krakowie, jako miejscu kultury, przyda się teatr muzyczny.
Wybrałam się więc ostatnio na Legalną Blondynkę, która okazała się strzałem w dziesiątkę.


Blondynkę w Teatrze Variete grają na zmianę Basia Kurdej-Szatan i Natasza Urbańska. Szczerze powiem, że zależało mi na tym by wybrać się na spektakl z udziałem pierwszej z nich. Aktorka okazała się świetną odtwórczynią swojej roli, idealnie do niej pasuje i to nie tylko ze względu na kolor włosów. Zaskoczyła mnie też bardzo odtwórczyni roli fryzjerki Paulette, Olga Szomańska, którą wcześniej kojarzyłam tylko z zabawnej rólki w M jak Miłość. Aktorka znakomicie gra na scenie i ma niesamowity głos. Pozostali aktorzy też dobrze się spisują, szczególnie podobał mi się uroczy chórek dziewcząt w pastelowych sukienkach towarzyszący Elle przy każdej okazji. Nie można zapomnieć o ważnej części obsady jaką są dwa pieski. Śmieszny buldog gra psa Paulette, a maleńki chiuaua jest własnością Elle.


Całe przedstawienie powleczone jest różową chmurką, wszystko jest różowe, pstrokate i cukierkowe, ale właśnie to sprawia, że sztuka jest niesamowicie bajkowa i urocza. Scenografia mnie zachwyciła. Elle jedzie z koleżankami błyszczącym, liliowym samochodem, skacze na trampolinie, która pełni również funkcję bębna, przegląda się w finezyjnym lustrze i płynie z ukochanym na romantycznym łabędziu. Wszystko jest utrzymane w pudrowo-różowej kolorystyce, podobnie jak doskonałe kostiumy obsady. Landrynkowe, kolorowe sukienki Elle i jej przyjaciółek oraz szczególnie krzykliwe stroje absolwenta tworzą odpowiedni klimat. Fajne jest też to co się dzieje w tle, na ekranie. Występują tam różnobarwne motywy, nadmorskie krajobrazy z palmami. W ciekawy sposób ukazano też rodziców Elle, bo widzimy ich właśnie na ekranie (Katarzyna Figura i Emilian Kamiński).


Muzyka w Legalnej Blondynce, nie jest wiadomo niczym ambitnym, ani szczególnym, ale świetnie nadaje się do całokształtu przedstawienia. Jest skoczna, głośna i barwna, jak i reszta przedstawienia. Choreografia jest bardzo dobra, a największe wrażenie zrobiła na mnie scena w więzieniu, w której Brooke prowadzi układ taneczny. Scena jest bardziej surowa niż pozostała część spektaklu, widzimy kraty, a więźniowie są ubrani w jaskrawe, pomarańczowe barwy i wykonują niesamowity układ.

Sztuka bardzo mi się podobała i stanowi według mnie doskonały debiut Teatru Variete. Polecam naprawdę wszystkim, bo to przedstawienie, to dwie godziny dobrej zabawy. Legalna Blondynka odrywa widza od szarej rzeczywistości i wprowadza go w głośny, różowy i bajkowy świat od którego ciężko się oderwać.


Kocham teatr. A jeśli mam do czynienia ze sztuką, powiązaną dodatkowo z muzyka, to już w ogóle jestem w siódmym niebie. Dlatego gdy tylko mam okazję, wybieram się na spektakle muzyczne. Opowiem o dwóch, które zachwyciły mnie najbardziej.
Mamma Mia
W te wakacje wreszcie udało mi się odwiedzić Romę, by zobaczyć na deskach teatru historię z mojego ulubionego filmu.
Musical, który ku mojemu zachytowi został wreszcie sprowadzony do Polski, opowiada o Sophie, która marzy by na jej weselu pojawił się ojciec. Jest tylko jeden problem: dziewczyna nie wie kto nim jest. Sprowadza więc na uroczystość bez niczyjej wiedzy trzech potencjalnych ojców, o których wyczytała w pamiętniku napisanym niegdyś przez matkę.


Przedstawienie, jak i film, okraszone jest przebojami niedoścignionej Abby, i choć utwory są spolszczone ("Marzenie Mam", czy "Kasa, Kasa, Kasa"), dalej brzmią naprawdę świetnie. Aktorzy nie tylko doskonale grają, mają również duże umiejętności wokalne, radzą też sobie nieźle w układach choreograficznych.

Muszę przyznać, że zawsze zwracam szczególną uwagę na scenografię, bo jest ona według mnie ważnym elementem sztuki. Tworzy ona klimat przedstawienia, dużo można pokazać za jej pomocą. Scenografia w spektaklu Mamma Mia zdaje egzamin. Perfekcyjnie stworzono atmosferę greckich wysepek, ukazując szafirowe morze, błękitne niebo w tle i przede wszystkim te charakterystyczne, urocze niebiesko-białe zabudowania. Oprócz scenografii, bardzo spodobała mi się scena wieczoru panieńskiego Sophie, która była idealnie doszlifowana choreograficznie, genialna muzycznie, bardzo żywa i kolorowa. Zachwycił mnie również ciekawie zrobiony moment surfowania na deskach w powietrzu oraz scena finałowa, w której aktorzy wykonują utwór Waterloo, a publiczność śpiewa i tańczy razem z nimi.


Świetnie wybawiłam się na tym spektaklu. Mamma Mia trafnie oddała grecki klimat, a bohaterowie sztuki fizycznie są podobni do bohaterów filmowych, co mnie mile zaskoczyło. Polecam wszystkim miłośnikom lekkich, wesołych opowieści, muzyki i filmowej wersji, choć mam wrażenie, że Mamma Mia zachwyci każdego.


Legalna Blondynka
Całkiem niedawno w Krakowie powstał, budzący w różnych kręgach kontrowersje, muzyczny Teatr Variete. Jako miłośniczka teatrów wszelkich, jestem jednak po stronie zwolenników tego miejsca, ponieważ już dawno twierdziłam, że w Krakowie, jako miejscu kultury, przyda się teatr muzyczny.
Wybrałam się więc ostatnio na Legalną Blondynkę, która okazała się strzałem w dziesiątkę.


Blondynkę w Teatrze Variete grają na zmianę Basia Kurdej-Szatan i Natasza Urbańska. Szczerze powiem, że zależało mi na tym by wybrać się na spektakl z udziałem pierwszej z nich. Aktorka okazała się świetną odtwórczynią swojej roli, idealnie do niej pasuje i to nie tylko ze względu na kolor włosów. Zaskoczyła mnie też bardzo odtwórczyni roli fryzjerki Paulette, Olga Szomańska, którą wcześniej kojarzyłam tylko z zabawnej rólki w M jak Miłość. Aktorka znakomicie gra na scenie i ma niesamowity głos. Pozostali aktorzy też dobrze się spisują, szczególnie podobał mi się uroczy chórek dziewcząt w pastelowych sukienkach towarzyszący Elle przy każdej okazji. Nie można zapomnieć o ważnej części obsady jaką są dwa pieski. Śmieszny buldog gra psa Paulette, a maleńki chiuaua jest własnością Elle.


Całe przedstawienie powleczone jest różową chmurką, wszystko jest różowe, pstrokate i cukierkowe, ale właśnie to sprawia, że sztuka jest niesamowicie bajkowa i urocza. Scenografia mnie zachwyciła. Elle jedzie z koleżankami błyszczącym, liliowym samochodem, skacze na trampolinie, która pełni również funkcję bębna, przegląda się w finezyjnym lustrze i płynie z ukochanym na romantycznym łabędziu. Wszystko jest utrzymane w pudrowo-różowej kolorystyce, podobnie jak doskonałe kostiumy obsady. Landrynkowe, kolorowe sukienki Elle i jej przyjaciółek oraz szczególnie krzykliwe stroje absolwenta tworzą odpowiedni klimat. Fajne jest też to co się dzieje w tle, na ekranie. Występują tam różnobarwne motywy, nadmorskie krajobrazy z palmami. W ciekawy sposób ukazano też rodziców Elle, bo widzimy ich właśnie na ekranie (Katarzyna Figura i Emilian Kamiński).


Muzyka w Legalnej Blondynce, nie jest wiadomo niczym ambitnym, ani szczególnym, ale świetnie nadaje się do całokształtu przedstawienia. Jest skoczna, głośna i barwna, jak i reszta przedstawienia. Choreografia jest bardzo dobra, a największe wrażenie zrobiła na mnie scena w więzieniu, w której Brooke prowadzi układ taneczny. Scena jest bardziej surowa niż pozostała część spektaklu, widzimy kraty, a więźniowie są ubrani w jaskrawe, pomarańczowe barwy i wykonują niesamowity układ.



żródła: teatrroma.pl
facebook.com/krakowskiteatrvariete
Komentarze
Prześlij komentarz