Przejdź do głównej zawartości
W krainie fiordów

Wszechobecna natura. To coś, co czyni Norwegię miejscem niezwykłym i sprawia, że Skandynawskie krajobrazy zapierają dech w piersiach. Podczas mojego czasu spędzonego w tym kraju zadziwił mnie zarówno ogrom przyrody, jak i stosunek do niej samych Norwegów. Jadąc autokarem poprzez nieskończone drogi, można zaobserwować ogromne łąki, lasy, masywne skały, piękne wodospady i nasycone kolorem fiordy. Między tym wszystkim widać mnóstwo rozstawionych namiotów, przyczep, camperów. Właśnie tu się ujawnia zupełnie odmienna od nas mentalność Norwegów. Żyją oni całkowicie w zgodzie z naturą, starają się być jej częścią, każda wolną chwilę spędzają na wolnym powietrzu. Uczeni są tego już od małego. Jak się okazuje, już przedszkolaki są wyprowadzane tu na codzienny, długi spacer, nawet pomimo mrozów. Większość Norwegów mieszka w niewielkich, kolorowych domkach - skromnych, bo wywyższanie się w Skandynawii to cecha niepożądana. Typowy  Norweg posiada również rower oraz łódź, a także wcześniej wspomniany camper, dzięki którym może spędzać wolne chwile w otoczeniu przyrody. Ważne jest to że, w Norwegii można rozbić namiot w dowolnym miejscu, bez konieczności uzyskania jakiegokolwiek pozwolenia.















Mimo, iż jednym z symboli Norwegii jest renifer, nie dane mi było żadnego zobaczyć. Wszędzie za to roi się od owiec oraz figurek trolli, które obok reniferów są ważną częścią kultury Norwegów. Pojawiają się one w wielu legendach i mimo tego, że uważane są za złośliwe, są na swój sposób urocze. Symbolem Szwecji, (przez którą przejeżdżaliśmy) są natomiast łosie, które można zauważyć na znakach drogowych i których jest tak wiele, że są wręcz niebezpieczne dla kierowców. Największa bowiem liczba wypadków na drodze jest spowodowana kolizją z łosiem.









Na południu Norwegii prędzej można natknąć się na małe, śliczne miasteczka, położone tuż przy fiordzie, niż na większe metropolie. Miasta te są pełne uroczych, kolorowych domków, klimatycznych kawiarni i sklepików. Zazwyczaj nieopodal znajduje się też niewielki drewniany (często zabytkowy już) kościółek z cmentarzem. Nad domami wznoszą się monumentalne skały, po których spływają wodospady, a poniżej znajdują się pomosty prowadzące w kierunku szafirowej, bardzo głębokiej wody fiordu. Mieszkańcy są bardzo przyjemni, uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do turystów. W wielu miasteczkach mieszkają ludzie w bardzo podeszłym wieku, czasem kilka procent ludności danego miasta ma powyżej stu lat.








Wyjątkiem od reguły staje się Oslo, które już można nazwać metropolią. Miasto jest niezwykłe, piękne i bardzo czyste. W stolicy można zobaczyć wspaniałe budynki, w tym pałac króla, duże i zielone parki, czy ciekawie wyglądające, podświetlane fontanny.  Podczas spaceru natknęłam się na dużo artystów ulicznych, pięknie wyglądające stragany kwiatowe, całkiem niezły koncert rockowy w parku.  Myślę, że to wszystko złożyło się na niezwykły klimat jaki odczułam. Na pewno przyczyniła się do tego możliwość podziwiania Oslo nocą, szczególnie ślicznie podświetlonej mariny, mogła to być również moja wrodzona słabość do dużych europejskch miast oraz do Skandynawskiej urody u płci przeciwnej ;) W każdym razie stolica Norwegii przypadła mi do gustu, i to zarówno centrum z zabytkowymi kamienicami, jak i nowoczesna część z biurowcami oraz genialną operą w kształcie (ponoć) lodowca.
















Oprócz Oslo, jedną z najlepszych dla mnie atrakcji Skandynawii były rejsy po fiordach. Podczas całej wyprawy kilka razy płynęliśmy po zatokach podziwiając wyjątkowe krajobrazy. Genialna była też wycieczka pod ogromny lodowiec, gdzie można było nie tylko zobaczyć go z bliska, ale również usłyszeć jak pęka z głośnym trzaskiem. Piękne widoki to podstawa, ale mnie zachwyciło też norweskie jedzenie. Mnóstwo ryb (łosoś!), czyli dla mnie zdecydowanie raj. Ponadto skorupiaki, pyszne pieczywo, charakterystyczne dżemy i likiery, czekolada oraz smaczna woda, którą bez obawy można pić prosto z kranu.







Muszę powiedzieć że jestem człowiekiem zimnolubnym i ogólnie wolę wycieczki na północ, gdzie mogę pochodzić sobie w bluzie i powdychać rześkie, chłodne powietrze. Wszystkim o podobnych skłonnościach zdecydowanie polecam Norwegię i inne Skandynawskie kraje. :)


Komentarze

  1. Przepiękne i magiczne zdjęcia. Pamiętam, że w czasie nauki w gimnazjum lubiłam przeglądać magazyny podróżnicze i zachwycać się pięknem skandynawskich krajobrazów - mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła podziwiać je w całej okazałości ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie