Przejdź do głównej zawartości

Kawiarniane wiosenne odkrycia

Wiosna wybuchła mi prosto w twarz i generalnie się cieszę, bo drzewa zrobiły się różowymi, bądź białymi puchatymi kulkami i jest to dość urocze. Poza tym kwitnie forsycja, rozsiewa swój zapach, a ja mam do tego krzewu sentyment. Z drugiej strony, wraz z wybuchem wiosny na ogół wybucha moja alergia, więc zbyt kolorowo też nie jest. Dlatego nie przebywam na powietrzu chyba aż tak chętnie jak pozostali mieszkańcy mojego pięknego miasta, którzy tłumnie wychodzą nad Wisłę, by polegiwać na zielonej trawce. Ja jednak, jako krakuska dość typowa, przedstawicielka straconego pokolenia Y oraz Krakowskiej, zanurzonej w teatralnych odmętach, Cyganerii - wciąż doceniam knajpy. Szczególnie wieczorkiem, szczególnie w okolicach Rynku, bądź na Kazimierzu. Z miłą chęcią wracam też do popołudniowego, masowego pożerania lodów tradycyjnych. 
Zapraszam więc na moje kawiarniano - lodowe odkrycia.

Zanim jednak przejdziemy do dóbr natury gastronomicznej, chciałam serdecznie pozdrowić jednego z największych fanów mojego bloga - pana o inicjałach A.C. Dopiero niedawno dowiedziałam się, iż jest on mym wiernym czytelnikiem i wie o mnie jak się okazuje, więcej niż ja sama (cała wiedza zdobyta przez słowo pisane!). A to sztuka.
Jednakowoż pragnę pozdrowić również pannę K.P., którą znam z tego samego miejsca co A.C. Mam nadzieję, że stanie się Pani tak wierną czytelniczką jak powyższy pan (choć będzie ciężko!) i będzie Pani nadal jadała ze mną dobre rzeczy w Centrum Krakowa.


Zacznę od lodziarni i to tych, których jeszcze nie opisywałam, bo moje ulubione, tradycyjne lody, znajdują się we wpisie sprzed dwóch lat. Wpis Zmrożone przyjemności jest o, moim zdaniem, najlepszych, krakowskich lodziarniach i na pierwszym miejscu cały czas pozostają lody "U Marysi". Smak tych lodów są nie do przebicia i ani Nice Ice, ani Good Lood, nie udało się ich pokonać. Ale niewiele im brakuje.

Nice Ice

Są to kolejne rzemieślnicze lody, których lokal mieści się przy ulicy Krupniczej. Trafiłam tam zupełnie przypadkiem i od wtedy wpadam co jakiś czas. Jedna gałka (dość obfita!), kosztuje 3,50 zł, a smaki są zarówno klasyczne, jak i bardziej udziwnione. Ja jak zwykle wybieram śmietankę, a do tego wspaniałą jagodę. Oprócz pyszniutkich lodów, w Nice Ice, ciekawe są kolorowe wafelki, w których lody wyglądają pięknie. Ja ostatnio dostałam czarny, więc mieszczące się w nim lody jagodowe dostały zasłużoną sesję zdjęciową. 

Good Lood

O tych lodach z Kazimierza legendy krążyły miesiącami, zanim w końcu zdecydowałam się ich spróbować, Nie zawiodłam się, bo te smaki są po prostu niebiańskie. Część jest stała, część się zmienia, a bez zmian pozostaje na pewno smak śmietanka ze Skały. TO jest cudo! Musicie spróbować. Ze zmieniających się, być może powracających smaków, jadłam bardzo ciekawe w smaku mango z czerwonym pieprzem (brzmi dziko, tymczasem owy pieprz jest słodki w smaku) oraz lody pierniczkowe (stworzone z tych słynnych pierniczków serduszek <3). Niedawno, ku mojemu zdziwieniu, dowiedziałam się, że Good Lood znajduję się oprócz kazimierzowskiego Placu Wolnica, również w 11 innych lokalizacjach Krakowa. No szok - aż dziwne, że wcześniej na nie nie natrafiłam. No ale pamiętajcie, Kazimierz dodaje klimatu. <3



Stary Port

Bardzo lubię puby, a tak rzadko w nich bywam. Stary Port to pub właśnie, a dodatkowo urządzony w typowo morskim (odrobinę jednak meliniarskim) stylu, więc dla mnie szczyt radości. Wybraliśmy się tam po pracy, w dniu, w którym przez cały dzień pracowałam przy obsłudze widza na Festiwalu Szant. Jak się okazało, morscy pieśniarze również postanowili odwiedzić tawernę - w końcu najbardziej portowe (i raczej jedyne) miejsce tego typu w Krakowie. Było więc bardzo wesoło - piwo, szanty i dużo śmiechu. Ulica Straszewskiego 27. Będę wracać.

Kraina Szeptów

Wracamy na mój ukochany Kazimierz, a dokładnie na ulicę Izaaka 1. Mamy tu niezwykle klimatyczną kawiarnię, dla której charakterystyczne są historyczne fotografie półnagich pań. Zdjęcia te, wiszące oprawione nad stołami, tworzą wrażenie dość abstrakcyjne, ale ciekawe. W Krainie jest też dość ciemno, więc nastrój intymności i wyjątkowy klimat zostają pogłębione. Napić się tu można trunków wszelakich, choć u mnie zwykle kończy się na piwie bądź Coli.

Les Couleurs Cafe

Kolejna urocze miejsce na Kazimierzu. Estery 10. Knajpka przytulna, otoczona mozaiką barw różnorakich. Przytłumione światło rozświetla feeria barw choinkowych (oczywiście całorocznych) światełek. Na kolorowych ścianach masa obrazów, na półkach niezliczone butelki. Wszystkiego za dużo, minimalizmu brak, ale to wrażenie przytłoczenia chwilowe i przyjemne. Bo Les Couleurs przytłacza nas przyjemną chmurką zapomnienia o całym świecie. Wypijemy tu zarówno pyszne drineczki, jak i wyśmienitą gorącą czekoladę.

Piękny Pies

Czy muszę nakreślać dzielnicę w której to miejsce się znajduje? Chyba się domyślacie. Miejsce bazowe mojej grupy teatralnej, które chcąc nie chcąc polubiłam, bo też z teatrem mi się kojarzy. A polubienie Psa to sukces, wszak to klub. A ja klubów nie lubię. Jest w nich dla mnie za głośno i za ciasno (tak wiem, czas iść na emeryturę). Ale co do Pięknego Psa, miejsca jest trochę więcej, są fajne kanapy do posiedzenia i napicia się drinków, a do tego całkiem sympatyczne miejsce do potańczenia (jak akurat jakimś cudem mam humor na tę czynność). W dodatku jest druga salka, w której już nie gra typowo taneczna muzyka, tylko klimatyczne dźwięki do rozmów i powolnego sączenia piwa. Cisza i spokój, czyli ta część dla emerytów (na przykład mnie). W Pięknym Psie dodatkowo czuć oddech wspomnianej już wcześniej Krakowskiej Cyganerii, a to dodatkowy plus. Co tu więcej mówić, idźcie na Bożego Ciała 9, a tam już do woli: tańce, pijaństwo, swawole.

Don Chichote czyli Bohaterowie są Zmęczeni

Numer 1 na mojej liście. Ulica Krakowska 5. Tuż obok mojego teatru. Uwielbiam to miejsce i będę tam chodzić, nawet jeśli tamtejsze kadzidełka nadal będą podrażniać moje płuca. Trudno. Zapach cudny, klimat przedni, często bardzo fajna muzyka na żywo. Siedzieć można przy stolikach, albo na poduszkach, co też jest bardzo cool. Oprócz piwa (czy ja nie powinnam urozmaicić swych alkoholowych wyborów?), jest tu również wachlarz orzeźwiających herbatek. Z tego co pamiętam, ostatnio popijałam coś z mango, albo melonem.. W każdym razie warto zakosztować tych owocowych. Z zewnątrz knajpka Don Chichote, choć niepozornie schowana między arkadami, zachęca światełkami i kolorem. Wy też dajcie się skusić! :D



Na dziś to tyle naszej wyprawy po Kazimierzu, z małymi odskoczniami w inne strony Krakowa. Ten post powstawał przez dwa miesiące (co widać po opisie kwitnących drzewek), bo miałam jakąś blokadę twórczą i na blogu nie pojawiało się nic tak długo, że aż mnie samą zaczęło to uwierać. A przecież jest tyle dobra (i zła niestety też) wokół, o którym można i warto pisać. Mam nadzieję, że zachęcę Was do któregoś z opisanych miejsc i wy również staniecie się krakowskimi dandysami.






Komentarze

  1. How do I make money? | Make Money
    This is the basic method to earn money in the casino. You don't have to make 1xbet a หาเงินออนไลน์ bet in order to win real septcasino money or you just want to earn money.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nieoczywiste atrakcje Londynu #1

Kilka dni temu wróciłam z Londynu i z tej okazji ktoś powinien mi zafundować darmową terapię. Terapeuta zaś powinien zastosować w rozmowach ze mną procedury odtęskniające. Na pewno takie są. Bo nie wiem co innego może mnie wyleczyć z Londynu. Chyba już po prostu nic. Moja kuzynka na przykład cieszy się, że z Londynu wróciła (choć w sumie dalej jest w Anglii, więc może to inaczej działa). Ja się NIE cieszę. Ja tu cierpię proszę państwa. Ale do rzeczy.  Ostatni wpis zawierał generalne przemyślenia na temat mojego pobytu w Londynie. Co nieco wspominałam tam o konkretnych miejscach, ale dziś będzie szerzej i dokładniej. Powiem bowiem o atrakcjach Londynu, które odkryłam podczas mojego wyjazdu. Uwaga. Nie są to typowe atrakcje, zawarte na każdej pocztówce, fototapecie i i kubku z Londynu. To jak duże wrażenie robi Parlament, Big Ben (swoją drogą obecnie otulony rusztowaniami), Tower Bridge, National Gallery, czy Muzeum Historii Naturalnej, wie chyba każdy. Nawet ten, kto w stolicy Anglii n

Bujna wyobraźnia - błogosławieństwo czy przekleństwo?

Z tą sytuacją mierzyła się Ania z Zielonego Wzgórza, mierzę się ja, być może duża część wszystkich Ani na świecie tak ma. Chodzi tu o rozbudowaną, bogatą w w realistyczne, wyimaginowane twory wyobraźnię.  Dopiero niedawno zaczęłam doceniać jej siłę i koloryt, ale to przecież dzięki niej od małego szkraba mogłam spokojnie wysiedzieć w szkole, w długie podróży samochodem, w kolejce do lekarza, czy co najważniejsze.. w kościele. I same plusy - babcia myśli, że ma taką cudowną, grzeczną wnusię słuchającą z zapartym tchem tego co ksiądz prawi. Tymczasem kilkuletnia Anusia projektuje swój szalony plan rychłego zasiedlenia jednej z planet i stworzenia z niej krainy bąbelków. No i wszyscy zadowoleni. Swoją drogą krainę bąbelków pamiętam do dziś - sama planeta była bąbelkiem, ludzie mieszkali w dużych bańkach mydlanych, a wszystkie meble były z pianek i baniek. Jadło też się same piankowe produkty - na śniadanie, obiad i kolacje. Wy się śmiejcie, a ja mam tą planetę tak zakorzenioną w gł

Do Kornwalii na zakupy

Niedawno wróciłam z Kornwalii, gdzie razem z Jagodą (buziaki dla niej :*) byłam na wolontariacie. Niedługo napiszę o tym coś więcej, a tymczasem zacznę od zakupów, które tam poczyniłam. Zapraszam. ♡ Łupy z Lusha Lusha odkryłam w Paryżu i co nie co już o nim wspominałam. Jest to wyjątkowy i oryginalny sklep, w którym produkty kosmetyczne wykonane są z naturalnych składników i przypominać mają swym wyglądem jedzenie. Tanio nie jest, ale niepowtadzalność produktu macie zapewnioną. Sklepy porozrzucane są po całej Europie. W Anglii też jest ich dużo, a my akurat zrobiłyśmy nasze zakupy w Truro. Czekamy na Lusha w Polsce. Pierwszym moim zakupem jest galaretka do mycia ciała Whoosh. Galaretka zastępuje żel do mycia i ma dwie strony medalu. Pachnie niesamowicie połaczeniem limonki, cytryny i rozmarynu, ma też głeboki niebieski kolor. Po kąpieli zostawia na ciele orzeźwiający zapach i uczucie świeżości. Z drugiej strony znacie konsystencję galaretki i możecie się domyślać, że ani nie